PiS postanowiło wprowadzić w życie kolejną groźbę: superpodatek. Nie jako dodatkowy podatek, lecz jako haracz łączący w sobie trzy (a zapewne i wszystkie) daniny: podatek dochodowy, czyli PIT, składkę na ZUS i składkę na NFZ. Jestem przy tym głęboko przekonany, że ludzie prostoduszni – a tacy przecież głosują na PiS – będą tym pomysłem zachwyceni: po co komplikować sobie życie pobieraniem trzech różnych danin, skoro można to zrobić od razu?
Podobno teksty należy zaczynać od dowcipu – więc z książki śp. Jerzego Zaruby, satyryka jeszcze przedwojennego, przypominam rewelacyjny pomysł: danie zupełne. Wrzucamy do garnka mięsiwa rozmaite, ryby, warzywa, gotujemy – a potem, gdy mamy ochotę, to grzebiemy w garnku i mamy rybę. Albo kalafiorek. A jeśli coś jest niedobre, to dodajemy majeranek.
Obawiam się, że PiS będzie musiało dodawać dużo majeranku...
Pomysł nie jest zresztą nowy – i w ogóle z melancholią dostrzegam, że pomysły PiS to odgrzewane idee z czasów Gierka, Gomułki.. Tak: w tej właśnie kolejności. Cofamy się! Niektóre pomysły Mateusza Morawieckiego to już Hilary Minc. Cóż – jak mówiła Coco Chanel, „Nowe – to tylko inaczej ubrane stare".
Już śp. Władysław Gomułka (ps. tow. Wiesław) wpadł na pomysł – i zrealizował go – likwidacji podatku dochodowego (dla pracowników państwowych, czyli, w owych czasach, prawie wszystkich). Bo po co płacić 2000 zł i pobierać potem 150? Lepiej od razu wypłacać 1850...