Czy media powinny nagłaśniać zamachy terrorystyczne?

Nagłaśnianie przez media aktów terroru przydaje niepotrzebnie sławy sprawcom tych zbrodni – pisze członek KRRiT.

Aktualizacja: 06.08.2016 08:18 Publikacja: 06.08.2016 01:01

Czy media powinny nagłaśniać zamachy terrorystyczne?

Foto: AFP

W nieprzyzwoitym świecie media nie mogą być przyzwoite. Czy można to zmienić choćby tylko w jednej ważnej sprawie? Starożytni powiadali: „contra spem spero" (wbrew nadziei – nadzieja).

Zamiar przypomina zawracanie kijem Wisły. Zdarzenia okrutne i krwawe mają większą rynkową nośność niż te obrazujące ludzką przyzwoitość, rzetelność, dobro czy nawet poświęcenie. Można w uproszczeniu powiedzieć, że media, szczególnie te sprzyjające gustom pospolitym, promują okrucieństwo, nawet jeśli nie jest to ich celem, lecz sposobem utrzymania się na rynku.

Można to zrozumieć, ale nie sposób pogodzić się z tym, że terroryści, szaleńcy ogarnięci obłędną ideologią czy fanatycy religijni, dopuszczający się zbrodni na wielu przypadkowych ludziach, są traktowani niczym celebryci. W przeciwieństwie do ich niewinnych ofiar, które rzadko bywają tematem medialnych doniesień i zwykle odchodzą anonimowo w niepamięć.

Po okrutnej zbrodni na wyspie Utoya na okładce jednego z kolorowych czasopism pojawił się portret Andersa Breivika, podówczas niebieskookiego młodzieńca. Zapewne po to, by zdziwienie czytelników było jeszcze większe, bo wizerunek zabójcy bardzo odbiegał od wyobrażeń o zwyrodniałych bandytach. Zdjęcie osiemnastolatka, który 22 lipca br. w Monachium zabił i ranił wiele osób, zamieszczone w internecie budzi podobne uczucia.

Można rzec, że reakcja mediów na zdarzenia okrutne, w których terroryści czy zwyrodnialcy zabijają wielu niewinnych ludzi, dają absolutną pewność, że każdy następny zbiorowy mord uczyni jego sprawcę głośnym i znanym na całym świecie. To niebywała zachęta dla opętanych obłędną ideologią religijnych fanatyków czy degeneratów o chorej psychice. Słowem, media nie tylko kreują negatywnych bohaterów, ale także inspirują ich! Perspektywa medialnej sławy to prawie tyle, co życie wieczne!

Problem pamięci osób, które na to nie zasługują, jest starszy, niż można by się spodziewać. W starożytnym Egipcie, Grecji czy Rzymie próbowano rugować pamięć o osobach potępianych przez niszczenie ich wizerunków i eliminację ich nazwiska z pomników i ksiąg. Było to działanie ex post zwane potępieniem pamięci (damnatio memoriae). Niestety, zwykle metody tej używano ze względów politycznych i często była ona zwieńczeniem walki o władzę.

Przykładów nowożytnych państw totalitarnych chyba nie warto wspominać (np. okres wielkiej czystki w ZSRR). Zarówno starożytne, jak i nowożytne przypadki korygowania zbiorowej pamięci były raczej mało skuteczne i wydają się niezbyt przydatne w obecnej sytuacji. Nie chodzi bowiem o naprawianie historii, bo dziś robi to z różnym skutkiem polityka historyczna, ale o zapobieżenie przydawaniu chwały zwyrodnialcom przez ich popularyzację.

Nie sposób zabronić mediom, by pominęły akty terroru lub zbrodni, ale warto się zastanowić, jak uniknąć popularyzacji terrorystów, zabójców, bandytów mordujących dla opacznie pojętej wiary czy idei. Do tego potrzebna jest zgoda samych mediów na nieujawnianie wizerunku tych ludzi i niepodawanie ich danych personalnych. Byłby to rodzaj samoregulacji, przynajmniej tych stacji, tytułów, portali, dla których poczucie odpowiedzialności i przyzwoitości nie jest bez znaczenia.

Wydaje mi się, że nadszedł czas na podjęcie inicjatywy skierowanej do wszystkich mediów – zarówno w poszczególnych krajach, jak i w skali Europy i świata – na rzecz dobrowolnej deklaracji w tej sprawie. Postawienie się po słusznej stronie walki z terrorem, przemocą i mordem powinno dać większą satysfakcję niż żerowanie na rynku za pomocą wizerunku bandyty. Zadanie wydaje się nazbyt idealistyczne, karkołomne czy wręcz niemożliwe, ale by się o tym przekonać, trzeba je zainicjować! Nawet w przypadku jego niepowodzenia problem upowszechniania wizerunku i danych osobowych wspomnianych osób już nigdy nie będzie przemilczany.

Innym rozwiązaniem byłby ustawowy zakaz publikacji wizerunku i danych osobowych wspomnianych zabójców w prawie krajowym, a jeszcze lepiej – europejskim. Poczucie odpowiedzialności przemawia za takim ograniczeniem wolności prasy, co zapewne nie wszystkich przekona, bo może być traktowane jako rodzaj cenzury.

Być może żaden ze wskazanych sposobów nie jest właściwy czy dobry. Tylko jak inaczej uwolnić naszą świadomość od Breivika oraz jemu podobnych i nie inspirować ich następców?

Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: My, stare solidaruchy