Kowalski: Albo wiara, albo wara

Sprawa TW „Bolka" jest tym samym, czym kilka lat temu stała się katastrofa smoleńska. Opinia dotycząca przeszłości Lecha Wałęsy staje się poglądem na Polskę. I zarazem swoistym credo – pisze publicysta.

Aktualizacja: 08.03.2016 23:54 Publikacja: 07.03.2016 18:30

Foto: Fotorzepa

Wszystko można – i zapewne powinno się – sprowadzić do oceny ostatnich 27 lat naszej historii. To, czy jesteśmy z nich zadowoleni, czy uważamy je za stracone, jest jednak trudne do rozstrzygnięcia, bo wymaga twardych danych dotyczących gospodarki i stosunków międzynarodowych. Tak więc niewielu się takiego zadania podejmuje.

Tymczasem znacznie łatwiej zbudować swój światopogląd – a raczej: „polskopogląd" – na dwóch filarach, które nie potrzebują szkiełka i oka, bo wystarczą czucie i wiara. I to one formują dzisiaj nową deklarację tożsamości Polaków: wierzę lub nie wierzę, innego wyjścia nie ma, żadnego „tak, ale" – wszak tutaj nie można być zarazem po jednej i drugiej stronie.

Efekt? „Bolek" podzieli nas jeszcze bardziej, niż to było dotychczas. I to najgorsza rzecz, która wychynęła z szafy Kiszczaka.

W 2010 roku takim weryfikatorem dla ludzi o prawicowych poglądach stał się Smoleńsk, a właściwie – kwestia smoleńskiego zamachu. Po przeciwnej stronie znaleźli się ci, którzy winią brzozę, mgłę, pilotów czy wręcz samego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dla nich z kolei teoria zamachu to oszołomstwo i zadżumione myślenie, przepełnione nienawiścią do braci Rosjan (którzy, co prawda, od pacyfikacji Ukrainy stali się dużo bardziej podejrzani, ale wciąż nie na tyle, by obarczyć ich winą za katastrofę) i braci Polaków. Oni racjonalnych argumentów nie przyjmują do wiadomości, ale – ciekawe – dla zwolenników teorii zamachu analiza pękających puszek czy gotujących się parówek również ma drugorzędne znaczenie, bo ważniejsza jest wiara, że było, jak było.

Pytania bez odpowiedzi

Od teraz takim nowym Smoleńskiem – albo Warszawą-Mokotów (tam jest willa, gdzie mieszkał Kiszczak) czy może Gdańskiem-Oliwą (tam jest willa, gdzie mieszka Wałęsa) – staje się sprawa „Bolka". Przecież tutaj również moglibyśmy się spodziewać rzeczowej i opartej na faktach dyskusji.

Pojawiają się pytania, które oczekują odpowiedzi. Czy podpis Wałęsy jest autentyczny? Czy SB mogło sfingować jego papiery? Czy haki z przeszłości zostały użyte w czasie późniejszej prezydentury? Jakim prawem wyrywał on fragmenty swojej teczki? Tyle że po co dyskutować, skoro prościej po prostu zadeklarować: wierzę lub nie wierzę? To dotyczy obu stron sporu, bo obie nie są zbytnio zainteresowane roztrząsaniem szczegółów i nie uznają półśrodków. Sytuacja siłą rzeczy staje się czarno-biała i wymaga jednoznacznej deklaracji.

Uczestnicy marszu „My, naród", który pod sztandarami KOD szedł ulicami Warszawy i Gdańska w obronie Wałęsy, wierzą w bohatera. Jego przeciwnicy nie mają wątpliwości, że to zdrajca. Na wallenrodyzm i kmicicyzm nie ma miejsca. Albo się wierzy, albo nie, co powtarzam z rozmysłem, bo widzę tu analogię do wiary w Boga.

W kwestiach stricte religijnych również można czytać teologów, filozofów, kościelnych hierarchów czy nawet na własną rękę szukać dowodu na istnienie Stwórcy, ale w końcu i tak pojawi się fundamentalne pytanie: tak czy nie? Tyle że w tym wypadku wierzący i niewierzący mogą jednak znaleźć wspólny język, bo przypadków skrajnych (jak Janusz Palikot bądź Krzysztof Pieczyński) jest niewiele. Niestety, w przypadku „Bolka" i Smoleńska proporcje są dokładnie odwrotne – przeważa żarliwość.

Dolewanie oliwy do ognia

I niezależnie od tego, czy „Bolek" współpracował (a osobiście jestem przekonany, że współpracował) i czy w Smoleńsku (w co wierzę) był zamach, te dwie sprawy skutecznie zmonopolizowały dyskusję o przekonaniach. O zagadnieniach gospodarczych, edukacyjnych czy społecznych – nie ma co się nawet zająkiwać, bo ludzie właściwie nie pojmują ich istoty. Na przykład opinie o programie 500+ formułowane są w głównej mierze w odniesieniu do jego politycznego pochodzenia. Oczywiście zawsze punktem zapalnym będą in vitro, aborcja, związki jednopłciowe i tym podobne ulubione tematy genderystów, ale nie mają one takiego wpływu na polityczną tożsamość jak Smoleńsk czy „Bolek".

Wiedzą to politycy i dziennikarze, więc dolewają oliwy do ognia. Osobiście w towarzystwie zetknąłem się z szybko stawianymi diagnozamiopartymi na stosunku do Smoleńska czy „Bolka". Wierzysz i jesteś z nami, nie wierzysz i jesteś przeciw nam. Albo wiara, albo wara.

Sam z niesmakiem łapię się na tym, że nie wierzę już w „tych drugich" – iż jeszcze uda się im uwierzyć w to, w co ja wierzę.

Wszystko można – i zapewne powinno się – sprowadzić do oceny ostatnich 27 lat naszej historii. To, czy jesteśmy z nich zadowoleni, czy uważamy je za stracone, jest jednak trudne do rozstrzygnięcia, bo wymaga twardych danych dotyczących gospodarki i stosunków międzynarodowych. Tak więc niewielu się takiego zadania podejmuje.

Tymczasem znacznie łatwiej zbudować swój światopogląd – a raczej: „polskopogląd" – na dwóch filarach, które nie potrzebują szkiełka i oka, bo wystarczą czucie i wiara. I to one formują dzisiaj nową deklarację tożsamości Polaków: wierzę lub nie wierzę, innego wyjścia nie ma, żadnego „tak, ale" – wszak tutaj nie można być zarazem po jednej i drugiej stronie.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Waga nieważnych wyborów
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Gorzka pigułka wyborcza
Opinie polityczno - społeczne
Daria Chibner: Dlaczego kobiety nie chcą rozmawiać o prawach mężczyzn?
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Czy szczyt klimatyczny w Warszawie coś zmieni? Popatrz w PESEL i się wesel!
felietony
Marek A. Cichocki: Unijna gra. Czy potrafimy być bezwzględni?