To mój papież

W filmie Netfliksa Benedykta i Franciszka dzieli więcej niż w rzeczywistości – przekonuje publicysta i wykładowca Uniwersytetu we Fryburgu.

Publikacja: 27.01.2020 17:55

W finalnej scenie „Dwóch papieży” obydwaj bohaterowie śledzą finał mundialu 2014 Niemcy-Argentyna

W finalnej scenie „Dwóch papieży” obydwaj bohaterowie śledzą finał mundialu 2014 Niemcy-Argentyna

Foto: Peter Mountain

Obecność dwóch papieży zawsze zwiastowała nieszczęście. Historycy liczbę antypapieży, zasiadających równolegle z papieżami, szacują między 20 a 40, na ogólną liczbę 265 następców św. Piotra. Matematyczna nieścisłość wynika z trudności oceny, na ile elekcja antypapieża była zgodna z wymogami prawnymi. Jednak polityczna rzeczywistość nie podlega już nieścisłości: walki między dwoma papieżami zawsze szkodziły Kościołowi. Tworzyły schizmę, a co najmniej podkopywały wizerunek papiestwa. Jak choćby w 1100 roku, gdy zwolennicy zmarłego antypapieża Klemensa III rozpuścili pogłoski, że przy jego grobie w Civita Castellana dzieją się cuda. Papież Paschalis II nakazał miasto wziąć szturmem, byłego rywala wyciągnąć z grobu i wrzucić do Tybru.

Na takim tle obecny tandem nie generuje niebezpieczeństw. Emerytowany Benedykt XVI nie kopie dołków pod Franciszkiem. Ba, schyla głowę przed swoim następcą. A Franciszek nie tylko nie odgradza się od poprzednika, ale też odwiedza go i zaprasza na watykańskie uroczystości. Także dlatego, by splendorem jego autorytetu podeprzeć własne poczynania. Ta sytuacja to sól w oku tradycjonalistów watykańskich, którzy nie mogą przeboleć abdykacji swojego niemieckiego lidera na rzecz – jak złorzeczą – argentyńskiego rewolucjonisty. To wszystko wywołuje zamieszanie poniżej papieskiego tronu.

Tradycja liczona wiekami

Tandem Franciszek–Benedykt można wyjaśnić w sposób prosty albo złożony. W pierwszym przypadku Benedykt XVI trafnie zauważył, że zarządzanie kościelną centralą wymknęło mu się z rąk. W pamięci pozostał wyciek dokumentów z jego biurka do mediów – kretem okazał się świecki zarządca domu papieskiego, który odsłonił walkę watykańskich frakcji, zamianę banku watykańskiego w pralnię brudnych pieniędzy oraz istnienie kultury homoseksualnej w centrali Kościoła. To skłoniło naukowca-profesora na tronie Piotrowym do abdykacji. W takiej wykładni mieści się również jej wyjaśnienie, jakie dostarczył sam zainteresowany – niemożność odbycia lotu transatlantyckiego do Rio de Janeiro na Światowe Dni Młodzieży. Choć wolno zapytać, na ile ta okoliczność musiała być przesądzająca, skoro Kościół przez dwa tysiące lat obywał się bez Światowych Dni Młodzieży.

Drugie wyjaśnienie wydaje się więc trafniejsze. Funkcjonowanie Watykanu, instytucji zakotwiczonej w tradycji mierzonej stuleciami, podlega obecnie tym samym fluktuacjom, jak każda inna struktura mierząca się z wyzwaniami globalizacji, rewolucji informatycznej i utraty ciągłości w sferze ducha (kiedy teraźniejszość konstruuje się w nawiązaniu do przeszłości). Skoro nawet najbardziej globalnie stabilna struktura na świecie jak NATO okazuje się labilna, skoro od kilku lat pytamy się, czy w przypadku rosyjskiej agresji na kraje bałtyckie pakt stanie na wysokości zadania. Skoro najstarsze demokracje świata w USA i Wielkiej Brytanii przechodzą zawirowania. Skoro chaos, jaki wdarł się w porządek społeczny w poszczególnych krajach, nie omija i stabilnych Niemiec, które pozbywają się swojej Żelaznej Kanclerz.

W Watykanie papierkiem lakmusowym zawirowań jest nie tylko tableau dwóch papieży, ale i zakulisowa walka o kierunek i sposób przekazywania prawdy objawionej, jaki uosabiają obydwaj papieże. Przez ubogi Kościół ubogich ludzi, jak chciałby tego Franciszek, czy przez tradycyjny przekaz – nawet za cenę kurczącej się liczby zwolenników – program Benedykta XVI.

Właśnie takiego rozgraniczenia dokonuje film „Dwóch papieży". Bardziej światopoglądowego niż politycznego, więc nieubranego w filmową formę politycznego thrillera z serią następujących po sobie watykańskich intryg. Film opowiada o bezprecedensowej zmianie na papieskim tronie: abdykacji papieża Benedykta XVI i wyborze następcy w osobie argentyńskiego kardynała Bergoglio.

Tyle że wbrew filmowej narracji Argentyńczyk nie był wybrańcem Benedykta, który sympatię ulokował w kardynale Mediolanu Angelo Scoli. Istotniejsze jednak, że film przerysowuje światopoglądy obydwu papieży. Co wynika z fascynacji Franciszkiem, jakiej uległ brazylijski reżyser Fernando Meirelles. Nieprzypadkowo posłużył się on publikacją nowozelandzkiego autora Anthony'ego McCartena. Ten były katolik idealizuje Franciszka jako rewolucyjnego romantyka, kruszącego kopię o los ubogich. W Josephie Ratzingerze/Benedykcie XVI widzi natomiast pogubionego w watykańskich meandrach starca, który jako strażnik Graala kościelnych tradycji tępo tkwi przy dogmatach. Najpierw przez lata samotnie wysiadywał w uniwersyteckich gabinetach, a teraz oderwany od rzeczywistości kieruje łódź Kościoła na niebezpieczne mielizny fundamentalizmu. Kocha władzę, papieski pierścień i czerwone mokasyny. Co McCarten, niestety błędnie, tłumaczy przeszłością nastoletniego Ratzingera w młodzieżowej przybudówce Hitlera.

Ulubiony serial

W filmie dobremu papieżowi został więc przeciwstawiony zły papież. Owszem, nawet zły papież okazuje się mieć ludzkie odruchy. Popija gazowany napój i kibicuje kryminalnemu serialowi niemieckiej telewizji „Komisarz Rex", co akurat jest prawdą. Ale już czerwone mokasyny, papieski atrybut, raczej służą do tego, by stracić grunt pod nogami. W przeciwieństwie do niego ludzki Bergoglio tuż przed konklawe wpada do toalety, nucąc hit Abby „Dancing Queen". Na co dzień zakochany jest w tangu i futbolu. Co nie tyle kłóci się z prawdą, ile razi przekoloryzowaniem.

W kluczowej dla filmu scenie, kiedy Benedykt XVI wyznaje kardynałowi Bergoglio, że nie kiwnął palcem w sprawie Maciela Degollado, film prowadzi już na poznawcze manowce. Degollado, legendarny duchowny, pod sztandarem Legionu Chrystusa jednoczył po antyklerykalnej przemocy lat 30. XX wieku młody katolicki narybek w Ameryce Płd. Jednocześnie okazał się seksualnym maniakiem i seryjnym łamaczem celibatu. Jeszcze jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard. Ratzinger wszczął śledztwo, a zaraz po papieskiej elekcji strącił ojca Degollado z piedestału; wtrącił do klasztornej celi i wytoczył mu proces.

Zwykła uczciwość nakazuje przyznać niemieckiemu papieżowi pierwszeństwo w poważnym potraktowaniu pedofilii duchownych, poprzez usunięcie instrukcji crimen solicitationis, masowe wyrzucanie księży pedofilów ze stanu kapłańskiego czy nakazanie episkopatom krajowym wcielanie w życie programów chroniących dzieci. Choć faktycznie, Benedykt nie dał rady rzymskiej kurii.

Antypatia do Benedykta duetu Meirelles/McCarten każe mu przedstawić przeżartego ambicją kardynała Ratzingera niczym sprawnego maratończyka, stojącego jeszcze za życia poprzednika w blokach startowych do wyścigu o sukcesję. Tymczasem kardynał Ratzinger w schyłkowym okresie rządów Jana Pawła II o niczym innym nie myślał jak tylko o spokojnej emeryturze, na której, jak w wieży kości słoniowej, oddałby się pracy naukowej i seryjnemu pisaniu książek.

Przedstawiony w filmie złośliwy „rottweiler Boga" jest bardziej karykaturą samego siebie, skoro łagodność w obchodzeniu się z oponentami, (ułaskawił kreta od przecieku w Watykanie), stanowi kariatydę osobowości Niemca. Owszem Meirelles próbuje zbratać protagonistów. Ale ta wypada banalnie. W finalnej scenie obydwaj papieże siedzą w watykańskim saloniku przed telewizorem i śledzą finał mundialu 2014 Niemcy-Argentyna. Na stoliku chipsy i piwo. Benedykt popija ze szklanki, Franciszek, z szalikiem na szyi, z butelki. Co odległe jest już od filmowej zapowiedzi o inspirowaniu się prawdziwymi wydarzeniami.

Czerwone mokasyny

Odmiennie, jak sugeruje film, Benedykt i Franciszek są ze sobą zbratani bardziej, niż sądzą zastępy ich pretorianów na całym świecie. Klerykalizmu nie znoszą w równym stopniu. Obydwaj stoją na tym samym teologicznym gruncie – wyznaczonym choćby nierozwiązywalnością małżeństwa i celibatem duchownych. Jeden w czerwonych mokasynach, drugi w czarnych buciorach ze sznurówkami. Pierwszy z erudycyjną łaciną na ustach, drugi tak, by zrozumiał go analfabeta z amazońskiej puszczy. Franciszek, owszem, radykalnie ogranicza ceremoniał papieski, ale akurat tu idzie śladami poprzednika Pawła VI (1963–1978), który na śmietnik historii wyrzucił jeszcze więcej dworskich manier, wraz z hiszpańskimi kostiumami, niż to czyni obecny papież. Franciszek nawet seryjnie odwołuje się do Pawła VI, którego pontyfikat uformował Josepha Ratzingera. To właśnie Niemiec kazał zainstalować fotowoltaikę w Watykanie, usiadł do pisania zielonej encykliki, postawił protestanta na czele Papieskiej Rady ds. Nauki, a jako pierwszy papież powołał wykładającego Koran muzułmanina na profesora watykańskiej kuźni uczonych, Uniwersytetu Gregoriańskiego. Z bezdomnymi zasiadał do lasagne, a małoletnich odwiedzał w więzieniu. Tyle że o tym wszystkim watykańska machina medialna, w przeciwieństwie do poczynań Franciszka, prawie nie informowała.

„Benedykt to mój mistrz, który podarunek rozumu pożytkuje dla poszukiwania prawdy", mówi Franciszek. „To mój papież", pointuje jasno Benedykt. Nie brakuje jednak graczy, którzy dyskontują dla siebie obecność dwóch papieży. I chcą być bardziej papiescy niż sam papież.

Nie dalej jednak jak w ubiegły piątek francuski dziennik „Le Figaro" zamieścił fragmenty publikacji kardynała Roberta Saraha. Pochodzący z Gwinei watykański prefekt (minister) ds. sakramentów przewodzi konserwatywnym kręgom Kościoła i uchodzi za największego oponenta Franciszka. W publikacji opowiada się za absolutnym utrzymaniem celibatu. A ta nieprzypadkowo ukazuje się w dniach, kiedy oczekiwane jest stanowisko Franciszka wobec dopuszczenia do kapłaństwa żonatych mężczyzn, w tych rejonach świata, gdzie na tysiącach kilometrów kwadratowych brakuje księży. Taką propozycję wysunął obradujący jesienią w Rzymie synod poświęcony problemom Amazonii. Na zasadzie wyjątku, gdyż Franciszek jednoznacznie opowiada się za zachowaniem celibatu. O miniodstępstwie myślał także Benedykt XVI, kiedy był gotów przyjąć na łono Kościoła żonatych anglikańskich duchownych, którym ich własny matecznik wydał się zbyt liberalny.

Publikacja kardynała Saraha rzuca projektowi Franciszka kłody pod nogi, tym bardziej że jako jej współautor figuruje papież Benedykt XVI. Wprawdzie dostarczył on przed kilkoma miesiącami kardynałowi napisany przez siebie fragment rozdziału. To teraz ustami swojego sekretarza abp. Gaensweina poprosił o usunięcie swojego nazwiska i zdjęcia z  okładki, podpisów pod wstępem i w zakończeniu (które tylko przeczytał, nie zredagował) oraz o wycofanie z książki napisanych przez siebie pasaży. Oczywiste wydaje się, że kardynał Sarah podparł się autorytetem papieża-emeryta, by nadać większą rangę swoim wywodom, rekomendując się jednocześnie jako kandydat na papieża konserwatywnych kręgów na najbliższym konklawe. Benedykt jest umysłowo sprawny, ale fizycznie bardzo słaby, ledwo mówi. Co sprzyja instrumentalizowaniu jego osoby. Podobną próbę posłużenia się Benedyktem podjęli konserwatywni kardynałowie na poprzednim synodzie w Rzymie poświęconym dopuszczeniu do komunii osób żyjących w drugich małżeństwach. Wtedy papież-emeryt, znacznie bardziej sprawny fizycznie, nie dał się sprowokować. Teraz nie chce autoryzować elukubracji kardynała, wymierzonych w papieża Franciszka.

„Obiecuję szacunek i posłuszeństwo nowemu papieżowi", z tymi słowami abdykował Benedykt XVI. I stara się dotrzymać obietnicy.

Autor jest historykiem i germanistą, wykłada na Uniwersytecie we Fryburgu i Wyższej Szkole Europejskiej im. ks. Tischnera

Obecność dwóch papieży zawsze zwiastowała nieszczęście. Historycy liczbę antypapieży, zasiadających równolegle z papieżami, szacują między 20 a 40, na ogólną liczbę 265 następców św. Piotra. Matematyczna nieścisłość wynika z trudności oceny, na ile elekcja antypapieża była zgodna z wymogami prawnymi. Jednak polityczna rzeczywistość nie podlega już nieścisłości: walki między dwoma papieżami zawsze szkodziły Kościołowi. Tworzyły schizmę, a co najmniej podkopywały wizerunek papiestwa. Jak choćby w 1100 roku, gdy zwolennicy zmarłego antypapieża Klemensa III rozpuścili pogłoski, że przy jego grobie w Civita Castellana dzieją się cuda. Papież Paschalis II nakazał miasto wziąć szturmem, byłego rywala wyciągnąć z grobu i wrzucić do Tybru.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Strzembosz: Czego chcemy od Europy?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Warzecha: Co Ostatnie Pokolenie ma wspólnego z obywatelskim nieposłuszeństwem
Opinie polityczno - społeczne
Jan Zielonka: Donald Tusk musi w końcu wziąć się za odbudowę demokracji