Obecność dwóch papieży zawsze zwiastowała nieszczęście. Historycy liczbę antypapieży, zasiadających równolegle z papieżami, szacują między 20 a 40, na ogólną liczbę 265 następców św. Piotra. Matematyczna nieścisłość wynika z trudności oceny, na ile elekcja antypapieża była zgodna z wymogami prawnymi. Jednak polityczna rzeczywistość nie podlega już nieścisłości: walki między dwoma papieżami zawsze szkodziły Kościołowi. Tworzyły schizmę, a co najmniej podkopywały wizerunek papiestwa. Jak choćby w 1100 roku, gdy zwolennicy zmarłego antypapieża Klemensa III rozpuścili pogłoski, że przy jego grobie w Civita Castellana dzieją się cuda. Papież Paschalis II nakazał miasto wziąć szturmem, byłego rywala wyciągnąć z grobu i wrzucić do Tybru.
Na takim tle obecny tandem nie generuje niebezpieczeństw. Emerytowany Benedykt XVI nie kopie dołków pod Franciszkiem. Ba, schyla głowę przed swoim następcą. A Franciszek nie tylko nie odgradza się od poprzednika, ale też odwiedza go i zaprasza na watykańskie uroczystości. Także dlatego, by splendorem jego autorytetu podeprzeć własne poczynania. Ta sytuacja to sól w oku tradycjonalistów watykańskich, którzy nie mogą przeboleć abdykacji swojego niemieckiego lidera na rzecz – jak złorzeczą – argentyńskiego rewolucjonisty. To wszystko wywołuje zamieszanie poniżej papieskiego tronu.
Tradycja liczona wiekami
Tandem Franciszek–Benedykt można wyjaśnić w sposób prosty albo złożony. W pierwszym przypadku Benedykt XVI trafnie zauważył, że zarządzanie kościelną centralą wymknęło mu się z rąk. W pamięci pozostał wyciek dokumentów z jego biurka do mediów – kretem okazał się świecki zarządca domu papieskiego, który odsłonił walkę watykańskich frakcji, zamianę banku watykańskiego w pralnię brudnych pieniędzy oraz istnienie kultury homoseksualnej w centrali Kościoła. To skłoniło naukowca-profesora na tronie Piotrowym do abdykacji. W takiej wykładni mieści się również jej wyjaśnienie, jakie dostarczył sam zainteresowany – niemożność odbycia lotu transatlantyckiego do Rio de Janeiro na Światowe Dni Młodzieży. Choć wolno zapytać, na ile ta okoliczność musiała być przesądzająca, skoro Kościół przez dwa tysiące lat obywał się bez Światowych Dni Młodzieży.
Drugie wyjaśnienie wydaje się więc trafniejsze. Funkcjonowanie Watykanu, instytucji zakotwiczonej w tradycji mierzonej stuleciami, podlega obecnie tym samym fluktuacjom, jak każda inna struktura mierząca się z wyzwaniami globalizacji, rewolucji informatycznej i utraty ciągłości w sferze ducha (kiedy teraźniejszość konstruuje się w nawiązaniu do przeszłości). Skoro nawet najbardziej globalnie stabilna struktura na świecie jak NATO okazuje się labilna, skoro od kilku lat pytamy się, czy w przypadku rosyjskiej agresji na kraje bałtyckie pakt stanie na wysokości zadania. Skoro najstarsze demokracje świata w USA i Wielkiej Brytanii przechodzą zawirowania. Skoro chaos, jaki wdarł się w porządek społeczny w poszczególnych krajach, nie omija i stabilnych Niemiec, które pozbywają się swojej Żelaznej Kanclerz.
W Watykanie papierkiem lakmusowym zawirowań jest nie tylko tableau dwóch papieży, ale i zakulisowa walka o kierunek i sposób przekazywania prawdy objawionej, jaki uosabiają obydwaj papieże. Przez ubogi Kościół ubogich ludzi, jak chciałby tego Franciszek, czy przez tradycyjny przekaz – nawet za cenę kurczącej się liczby zwolenników – program Benedykta XVI.