Po raz pierwszy spotkałem Jana Nowaka-Jeziorańskiego w 2001 roku. Przeprowadziłem z nim wywiad do jednego z tygodników polonijnych wydawanych w New Jersey. Zarówno wcześniej, jak i później miałem okazję poznać wielu ludzi, którzy swoją pracą zmieniali świat. Byli wśród nich polscy i zagraniczni politycy, naukowcy, arystokraci, kapłani czy pisarze. Nikogo jednak tak ciepło nie wspominam, jak tego starszego mężczyzny z podwaszyngtońskiej miejscowości Annadale. Nie dlatego, że był otoczonym nimbem bohatera narodowego, słynnym cichociemnym czy wrogiem numer jeden PRL-u. Ta nasza krótka przyjaźń zrodziła się niezależnie od tego, kim był i jakie miał zasługi. Po prostu, zwyczajnie po ludzku, niezależnie od ogromnej różnicy wieku, polubiliśmy się jak dwaj rodacy z tego samego miasta.
Co najciekawsze, moja znajomość z Nowakiem – bo tak się przedstawiał i tak lubił być nazywany – zaczęła się od ostrej wymiany zdań.
Nie tłumaczyć się
Kiedy po raz pierwszy weszliśmy z moją żoną do niewielkiego salonu w jego domu w Annadale, obydwoje mieliśmy wrażenie, że trafiliśmy do izby pamięci. Dookoła, na meblach i półkach, były liczne zdjęcia gospodarza z wielkimi tego świata: papieżem Janem Pawłem II, prezydentem Ronaldem Reaganem, prezydentem Billem Clintonem i całym mnóstwem znanych polityków i dziennikarzy. Tych zdjęć i starannie ułożonych drobiażdżków, poukładanych w gablotach orderów i dyplomów, było całe mnóstwo. Oglądając je z zaciekawieniem – a jestem głęboko przekonany, że temu właśnie służyło długie oczekiwanie na gospodarza, który rzekomo przebierał się na piętrze – nie zauważyłem, że zszedł on już do salonu i stoi za naszymi plecami.
Powitanie z moją żoną wskazywało na przedwojenny, uwodzicielski talent Kuriera z Warszawy. Ujął jej dłoń niczym amant filmowy i delikatnie pociągnął ku ustom, patrząc bez mrugnięcia prosto w jej oczy. Moja żona była długo pod wrażeniem tego ujmującego przywitania. Kiedy jednak przyszło do przywitania ze mną, powiało chłodem. Jego pierwsze spojrzenie na rozpięty kołnierzyk mojej koszuli natychmiast zmroziło atmosferę w salonie. „Widzę, że mamy spotkanie bez krawatów" – rzucił chłodno, po czym nieco egzaltowanie dodał: „W takim razie państwo pozwolą, że zmienię garderobę". Na swoje usprawiedliwienie dodam, że tego dnia w Annadale było 35 stopni Celsjusza w cieniu, 100 proc. wilgotności powietrza, a zabytkowa klimatyzacja w salonie byłego dyrektora Radia Wolna Europa pamiętała czasy, kiedy w stacji tej występował Józef Światło.
Później przeprowadziłem wywiad, który się udał i był jedną z najciekawszych rozmów w ciągu 20 lat mojej przygody dziennikarskiej. Zaczął się jednak w bardzo niefortunny sposób. Po wymianie uprzejmości zapytałem byłego dyrektora RWE, jak odnosi się do skandalicznej wypowiedzi ówczesnego prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej Edwarda Moskala, oskarżającego Jana Nowaka-Jeziorańskiego o współpracę z Niemcami i zarządzanie „przejętym mieniem pożydowskim".