Felietonista amerykańskiego dziennika "Washington Post" Dżamal Chaszodżdżi zaginął w Stambule po wejściu do konsulatu Arabii Saudyjskiej. Saudyjczyk krytycznie komentował politykę swojego kraju. Zdaniem tureckiej policji Saudyjczyk został zabity w konsulacie. Morderstwa miała dokonać grupa operacyjna saudyjskich służb specjalnych, która jeszcze tego samego dnia opuściła Turcję. Saudyjski konsulat w oświadczeniu zaprzecza tym doniesieniom. Kierownictwo placówki poddało również w wątpliwość czy "tureccy funkcjonariusze wypowiadający się na temat zaginięcia są do tego upoważnieni". Jak informuje "The Guardian", nagranie z kamer z saudyjskiego konsulatu zostało usunięta, a tureckim pracownikom placówki nagle powiedziano, by w dniu zaginięcia dziennikarza, wzięli urlop.

We wtorek pojawił się obraz z kamery, na którym widać Chaszodżdżiego  zmierzającego do konsulatu. Furgonetka, która miała zostać wykorzystana do transportu mężczyzny, stała przed drzwiami do budynku.

Śledczy uważają, że oddział odpowiedzialny za jego zniknięcie spędził kilka godzin w pobliskim domu konsula generalnego. W stronę lotniska udał się konwój sześciu samochodów, z których jeden, jak się przypuszcza, zabrał zaginionego dziennikarza lub jego ciało.

W dniu zaginięcia Chaszodżdżiego do Stambułu rano przybyły dwie prywatne samoloty używane przez saudyjskich urzędników. Tego samego dnia jeden z nich wystartował do Kairu, a drugi do Dubaju. Oba samoloty wylądowały później w Rijadzie. Tureccy śledczy uważają, że na pokładzie jednej z maszyn znajdowało się nagranie z monitoringu.