Wybory w USA: Biden wpadł w pułapkę Trumpa

Prezydent w żadnym wypadku nie może być pewny reelekcji. Ale staje się ona coraz bardziej realna. Dzięki rywalom.

Aktualizacja: 22.09.2020 06:12 Publikacja: 21.09.2020 18:11

Prezydent opłacił dotychczasowe sukcesy w kampanii wyborczej ogromnymi wydatkami. Na zdjęciu: Donlad

Prezydent opłacił dotychczasowe sukcesy w kampanii wyborczej ogromnymi wydatkami. Na zdjęciu: Donlad Trump 19 września podczas konferencji prasowej w Waszyngtonie przed wylotem na mityng wyborczy w Karolinie Północnej

Foto: AFP

W powojennej historii Ameryki chyba żaden przywódca nie miał tak bardzo pod górkę w walce o drugą kadencję co Donald Trump. W tych dniach liczba ofiar pandemii w USA przekroczyła 200 tys., ponad 7 mln Amerykanów złapało wirusa. Za tym poszło załamanie gospodarki. Co prawda dzięki ogromnym programom stymulacyjnym udało się latem ożywić biznes: w lipcu pojawiło się 6,6 mln nowych ofert pracy. Mimo wszystko na miesiąc przed wyborami wciąż prawie 30 mln mieszkańców pozostaje bez pracy, a wielu innych obawia się o swoją przyszłość, jeśli tej jesieni w kraj uderzy kolejna fala pandemii.

Zabójstwo Floyda

Znacznie łagodniejszy kryzys storpedował szanse na zwycięstwo jesienią 1992 r. George'a H.W. Busha, zwycięzcy w starciu z Saddamem Husajnem o Kuwejt. Jednak Trump niekoniecznie musi podzielić jego los. Najnowsza średnia sondaży szanowanego portalu RealClearPolitics.com pokazuje, że przewaga Joe Bidena nad obecnym prezydentem stopniała w ciągu kilku tygodni z 8–9 pkt proc. do 6,5 pkt proc.

Równie znaczący jest sondaż Gallupa, w którym 41 proc. Amerykanów deklaruje zaufanie do swojego przywódcy, a 57 proc. mu go odmawia. To z pozoru fatalny wynik, w szczególności w zestawieniu z Joe Bidenem, którego darzy zaufaniem 46 proc. respondentów (50 proc. mu nie ufa). A jednak Trump zbiera dziś o wiele lepsze wyniki niż na tym samym etapie kampanii wyborczej cztery lata temu, kiedy tylko 33 proc. pytanych deklarowało do niego zaufanie, a 62 proc. mu go odmawiało.

Przełomem dla kariery prezydenta okazało się zabójstwo czarnoskórego mieszkańca Minneapolis George'a Floyda przez białego policjanta Dereka Chauvina 25 maja. Drastyczna scena, w której ofiara dusi się przez wiele minut pod uściskiem funkcjonariusza, wyzwoliła głęboko zakorzenione frustracje Afroamerykanów, w których pandemia uderzyła w sposób szczególny. W ciągu kilku dni w wielu miastach kraju wybuchły nieraz brutalne zamieszki, zaś na czele protestów stanął radykalny, lewicowy ruch Black Lives Matter. Wedle narracji jego przywódców Stany od zarania są krajem apartheidu, a biała większość z założenia składa się z rasistów. Kolumb, Lincoln, Roosevelt, Wilson – postacie największych bohaterów Ameryki zaczęły spadać z cokołów pod naporem rozwścieczonego tłumu.

– Trump doskonale wyczuł, że opatrzność podsuwa mu asa, z którym może wygrać drugą kadencję. Zrozumiał strach białej Ameryki przed przejęciem władzy przez mniejszości etniczne i konsekwentnie zaczął się lansować jako obrońca historycznej spuścizny Stanów, stanowczy, ale sprawiedliwy prezydent, który potrafi zjednoczyć wszystkich Amerykanów niezależnie od pochodzenia – mówi „Rzeczpospolitej" Karlyn Bowman z konserwatywnego, waszyngtońskiego American Enterprise Institute (AEI).

4 lipca, w rocznicę niepodległości, naród odkrył więc zupełnie innego prezydenta niż ten, którego znał przez ostatnie cztery lata. W miejsce dzielącego społeczeństwo, populistycznego polityka pojawił się na tle wykutych w skale Mount Rushmore ogromnych wizerunków Waszyngtona, Jeffersona, Roosevelta i Lincolna mąż stanu jednoczący cały naród, który jest gotowy poprowadzić kraj ku nowym zwycięstwom.

– Demokraci postawili na 78-letniego Bidena z uwagi na jego przewidywalność. Mając za sobą długą karierę w Senacie i osiem lat w Białym Domu u boku Baracka Obamy, miał być przeciwieństwem impulsywnego Trumpa, który sprowadza na Amerykę wieczne problemy. Ale wobec kryzysu po zabójstwie Floyda Bidenowi zabrakło refleksu młodszych polityków, zadziałał zbyt przewidywalnie – mówi Bowman.

I rzeczywiście, zamiast odciąć się od ruchu Black Lives Matter, pozostający z uwagi na pandemię w piwnicy swojego domu w Delaware Biden długi czas go tolerował, o ile wręcz nie popierał.

Strzykawka narkotyków

Tę słabość swojego konkurenta, który jest znany z mylenia faktów i zapominania nazwisk, Trump postanowił teraz wykorzystać do maksimum.

– To jest najgorszy z kandydatów. Najgłupszy ze wszystkich w historii prezydenckiej polityki. Jeśli z nim przegram, więcej mnie nie zobaczycie, schowam się ze wstydu – mówił na wiecu w minioną sobotę prezydent. Zarzucił też Bidenowi, że jest podtrzymywany przy życiu tylko dzięki narkotykom.

– Zastrzykiem w d... wstrzykują mu ich wielki ładunek i czuje się przez dwie godziny jak w niebie. Tylko co potem? Nie możecie pozwolić, aby taki facet został waszym prezydentem – oświadczył Trump, sugerując, że może jeszcze wydać dekret, który uniemożliwi kandydatowi Demokratów na przejęcie najwyższego urzędu w państwie. Na debacie prowadzonej przez Chrisa Wallace z Fox News obaj pretendenci do najwyższego urzędu w państwie spotkają się już 29 września.

Strategia Trumpa, co zaskakujące, w jakimś stopniu trafia też do przekonania Latynosów. Poniedziałkowy sondaż dla NBC News podaje co prawda, że 62 proc. z nich chce oddać głos na Bidena, a 26 proc. na obecnego prezydenta. Jednak Hillary Clinton w 2016 r. przyciągnęła 66 proc. latynoskiego elektoratu, zaś Barack Obama cztery lata wcześniej – 71 proc.

Z powodu amerykańskiej ordynacji wyborczej, w której ten, kto w danym stanie zyskuje nawet niewielką przewagę, przejmuje całość głosów elektorskich, takie pozornie niewielkie różnica mogą rozstrzygnąć o zwycięstwie. W Pennsylwanii Biden ma dziś ledwie 2 pkt proc. przewagi, w Karolinie Połnocnej – 1 pkt.

Z powodu głębokiej polaryzacji społeczeństwa bardziej od zmiany poglądów na ostatniej prostej o wyniku wyborów będzie decydować mobilizacja wyborców. Trump ma tu pewną przewagę, bo to osoby starsze mają tendencję do głosowania na niego – część społeczeństwa z większą skłonnością do pójścia do urn.

Innym kluczowym stanem jest Floryda, gdzie ostatnie sondaże dają Bidenowi przewagę już tylko 2 pkt proc. Powodem jest m.in. rosnące poparcie dla Trumpa wśród zwykle konserwatywnych Amerykanów pochodzących z Kuby, którzy stanowią ok. połowę wszystkich Latynosów żyjących na półwyspie.

Mimo wszystko ryzyko porażki Trumpa pozostaje ogromne. Prezydent opłacił dotychczasowe sukcesy w kampanii wyborczej ogromnymi wydatkami, przez co pozostaje mu tylko 187 mln dolarów rezerw wobec 466 mln w kasie Bidena.

Ogromnym zagrożeniem jest też pandemia: aż 62 proc. Amerykanów uważa, że prezydent, który wiosną lekceważył wirus, nie stanął na wysokości zadania. Jeśli liczba ofiar Covid-19 znów zacznie rosnąć w nadchodzących tygodniach, przerażony naród może odwrócić się od Trumpa. Inną pułapką może okazać się mianowanie kontrowersyjnego, radykalnie konserwatywnego sędziego w Sądzie Najwyższym na miejsce zmarłej Ruth Bader Ginsburg.

– Walka będzie trwała do końca, a zwycięzcy nie odgadniemy przed nocą z 3 na 4 listopada – uważa Carlyn Bowman.

W powojennej historii Ameryki chyba żaden przywódca nie miał tak bardzo pod górkę w walce o drugą kadencję co Donald Trump. W tych dniach liczba ofiar pandemii w USA przekroczyła 200 tys., ponad 7 mln Amerykanów złapało wirusa. Za tym poszło załamanie gospodarki. Co prawda dzięki ogromnym programom stymulacyjnym udało się latem ożywić biznes: w lipcu pojawiło się 6,6 mln nowych ofert pracy. Mimo wszystko na miesiąc przed wyborami wciąż prawie 30 mln mieszkańców pozostaje bez pracy, a wielu innych obawia się o swoją przyszłość, jeśli tej jesieni w kraj uderzy kolejna fala pandemii.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 785
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 784
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 783
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 782
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 779