Barr przekonywał, że Partia Demokratyczna odeszła od "klasycznych, liberalnych wartości" i obecnie jest "Rousseauistyczną Partią Rewolucyjną" (chodzi o nawiązanie do filozofii Jeana-Jacquesa Rousseau), której celem jest zniszczenie instytucji w oparciu o które zbudowano amerykańskie państwo.
- Nie są zainteresowani kompromisem, nie są zainteresowani dialektyczną wymianą poglądów. Interesuje ich totalne zwycięstwo - powiedział Barr odnosząc się do amerykańskiej lewicy.
- To świecka religia. To substytut religii - dodał.
Dwa tygodnie temu Barr na posiedzeniu komisji ds. sądownictwa Izby Reprezentantów zaprzeczał oskarżeniom kongresmanów Partii Demokratycznej, że realizuje rozkazy Trumpa ingerując w niektóre śledztwa i wysyłając agentów federalnych do miast.
Barr był krytykowany za wysłanie funkcjonariuszy służb federalnych do rozproszenia protestów w Portland, w stanie Oregon, gdzie część demonstrantów zaatakowało sąd federalny w czasie protestów spowodowanych śmiercią George'a Floyda, Afroamerykanina brutalnie potraktowanego przez policję.
W rozmowie z Fox News Barr stwierdził, że policja była "niesprawiedliwie oczerniana i brutalnie atakowana" w czasie protestów po śmierci George'a Floyda. Prokurator generalny przyznał, że jego zdaniem systemowy rasizm w USA istnieje, ale - jego zdaniem - najlepiej widać go w edukacji, gdzie szkoły publiczne "stale zawodzą" młodzież miejską.
- Wierzę, że życie czarnoskórych ma znaczenie (Black lives matter - hasło demonstracji przeciwko rasizmowi w USA - red.), ale wierzę, że każde życie czarnoskórego ma znaczenie. Wierzę również, że nie chodzi tylko o zapewnienie bezpieczeństwa od fizycznej przemocy, ale również zapewnienie ekonomicznych możliwości, co ta administracja zrobiła - stwierdził.
Barr wyraził też obawę w związku z apelami o powszechne głosowanie korespondencyjne w wyborach prezydenckich w USA w związku z epidemią koronawirusa w tym kraju. Wcześniej Trump ostrzegał, że głosowanie korespondencyjne może prowadzić do oszustw wyborczych.
Prokurator generalny stwierdził, że nie ma problemu z "pojedynczymi przypadkami", w których wyborcy trudno jest udać się do lokalu, więc głosuje za pośrednictwem poczty.
- Ale pomysł, że - bez żądania wyborcy - wyślemy mu kartę do głosowania, wszystkie te tysiące i tysiące kart, jest przerażająca, ponieważ wiele tych kart zostałoby wysłanych pod adresy, pod którymi te osoby już nie mieszkają. To mogłoby łatwo doprowadzić do sytuacji, w której wynik wyborów byłby kwestionowany - ostrzegł Barr.