Tomasz Pietryga: sprawa Natalii Nitek-Płażyńskiej - Sąd zamknięty w samotnej wieży

Wyrok w sprawie Natalii Nitek-Płażyńskiej może być postrzegany w społecznym odbiorze, że utożsamianie się ze sprawcami zbrodni popełnionych na Polakach nie musi być potępiane.

Aktualizacja: 06.09.2020 09:33 Publikacja: 06.09.2020 09:15

Tomasz Pietryga: sprawa Natalii Nitek-Płażyńskiej - Sąd zamknięty w samotnej wieży

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Powinno być standardem, że opinia publiczna wie, który sędzia wydał wyrok w imieniu Rzeczypospolitej. Nie mówię o dokumencie, bo to pozostaje poza sporem, ale o tym, kiedy wyrok zostaje podany do publicznej w wiadomości w formie komunikatu czy relacji w mediach.

Wiedza o tym, kto wydał wyrok, i jak uzasadnił swoją decyzję, to element kontroli społecznej i wynikającej z tego pewnej pozytywnej presji, żeby sędzia do wydanego wyroku się po prostu przyłożył. I nie chodzi tu o znajomość akt, przepisów prawa, linii orzeczniczej, bo taka znajomość również – mam przynajmniej taką nadzieję – jest oczywista . Chodzi oto, aby jego decyzję w określonych sytuacjach podpierały nie tylko suche paragrafy, ale też szerszy kontekst zdarzenia, a z tym bywa różnie. W efekcie to, co jest zgodnie z procedurą, kodeksem, w rozumieniu społecznym sprawiedliwością już nie jest. Oczywiście dla sędziego poczucie społecznej sprawiedliwości może nie mieć znaczenia, bywa głuchy na argumenty, o których w kodeksie ani słowa. Tylko czy tak wymierzana sprawiedliwość na pewno jest pełna? Czy może jednak czegoś jej brakuje?

Czytaj także: Najlepszego prawa nie zastąpi rozsądne stosowanie go w sądach - Pluta o sprawie Hans D. kontra Nitek-Płażyńska

Wyrok wydany przez gdański sąd w trzyosobowym składzie pod przewodnictwem sędzi Małgorzaty Zwierzyńskiej może bulwersować, podobnie jak jego konsekwencje.

Dla przypomnienia, chodzi o sprawę Natalii Nitek-Płażyńskiej, która był zatrudniona u Hansa D., niemieckiego przedsiębiorcy prawomocnie skazanego za znieważanie polskich pracownic. Obawia się ona, że może wkrótce trafić do aresztu, jeśli nie wykona wyroku gdańskiego Sądu Apelacyjnego nakazującego jej przeprosić przedsiębiorcę za ujawnienie nagrań, na których obraźliwie mówi o polskich pracownicach i Polakach i które legły podstaw skazania Niemca.

„(...)Według sędziów naruszyłam dobra mojego byłego pracodawcy, ponieważ nagrałam a następnie upubliczniłam, jak mi grozi, wykrzykuje, że chciałby zabić wszystkich Polaków, określa się mianem hitlerowca i gloryfikuje nazizm. W moim przekonaniu Hans G. popełnił przestępstwo i moim obowiązkiem było ujawnienie jego zachowania (...)- tak tłumaczyła swoje postępowanie.

Teraz Nitek-Płażyńska odmawia wykonania wyroku, powołując się na moralne racje. Nieugięty jest również sąd. Odmówił wstrzymania wykonalności wyroku (m.in. przeprosin dla Hansa D.) do czasu rozpoznania kasacji przez Sąd Najwyższy, chociaż mógł to.

A to może zaprowadzić ją za kraty. W ten sposób z osoby o czystych pozytywnych intencjach Nitek-Płażyńska przekształci się w przestępcę. To przykład wąskiego patrzenia sądu, który właśnie uciekł od naturalnego poczucia sprawiedliwości, za którym stoją moralne racje. A powinien mieć świadomość i poczucie, że sprawca uderza w najczulsze polskie nuty, i brać ten kontekst pod uwagę.

Dziś sprawa bulwersuje opinię publiczną, a na sąd wylewa się fala krytyki. Bo w odbiorze społecznym wyrok ten traktowany jest jak sygnał, że brutalne nawiązywanie do zbrodni popełnionych przez Niemców na Polakach czy niemal utożsamianie się ze sprawcami nie musi być jednoznacznie potępiane, ba, może mieć prawną ochronę. Myślę o społecznym definiowaniu całej sytuacji, która sprowokowała ten wyrok. To nie do przyjęcia. Mam nadzieję, że większym poczuciem sprawiedliwości wykaże się Sąd Najwyższy, rozpatrując kasację od wyroku szybko, szerzej ważąc sprawiedliwość.

Powinno być standardem, że opinia publiczna wie, który sędzia wydał wyrok w imieniu Rzeczypospolitej. Nie mówię o dokumencie, bo to pozostaje poza sporem, ale o tym, kiedy wyrok zostaje podany do publicznej w wiadomości w formie komunikatu czy relacji w mediach.

Wiedza o tym, kto wydał wyrok, i jak uzasadnił swoją decyzję, to element kontroli społecznej i wynikającej z tego pewnej pozytywnej presji, żeby sędzia do wydanego wyroku się po prostu przyłożył. I nie chodzi tu o znajomość akt, przepisów prawa, linii orzeczniczej, bo taka znajomość również – mam przynajmniej taką nadzieję – jest oczywista . Chodzi oto, aby jego decyzję w określonych sytuacjach podpierały nie tylko suche paragrafy, ale też szerszy kontekst zdarzenia, a z tym bywa różnie. W efekcie to, co jest zgodnie z procedurą, kodeksem, w rozumieniu społecznym sprawiedliwością już nie jest. Oczywiście dla sędziego poczucie społecznej sprawiedliwości może nie mieć znaczenia, bywa głuchy na argumenty, o których w kodeksie ani słowa. Tylko czy tak wymierzana sprawiedliwość na pewno jest pełna? Czy może jednak czegoś jej brakuje?

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Sejm rozpoczął prace nad reformą TK. Dwie partie chcą odrzucenia projektów