Media nie zaczekają przecież na wyrok, który zapadnie za dwa lata, a może i dziesięć. To przemawia za tym, aby podejrzany „lansował" swoją wersję. Ale nie ma pełnej swobody.
– Granicę publicznych wypowiedzi wyznacza mu art. 241 kodeksu karnego, przewidujący karę za rozpowszechnianie wiadomości ze śledztwa bez zezwolenia – mówi adw. Paweł Ignatjew. – Dla obrońców ma też znaczenie § 18 ust. 3 kodeksu etyki adwokackiej, który zakazuje adwokatowi bycia „rzecznikiem prasowym klienta". Ma odpowiadać merytorycznie na jednostronne, wybiórcze lub tendencyjne przedstawienie sprawy.
Oskarżony może się bronić, więc wolno mu się wypowiadać publicznie, byle nie wpływał na świadków czy biegłych.
– K.p.k. zakazuje tylko nakłaniania do fałszywych zeznań i utrudniania postępowania – wskazuje prof. Maciej Gutowski, adwokat. – Warto ważyć słowa, bo tych wypowiedzianych cofnąć się nie da.
– Przedstawienie zarzutu jest koroną czynności śledczych. Wtedy to, co podejrzany albo obrońca mówi publicznie, nie utrudni już śledztwa, bo dowody są zabezpieczone i próby wpływania w ten sposób na treść zeznań innych nie odniosą skutku – mówi z kolei adwokat Jerzy Naumann. – U nas pokutuje jednak sowiecki model śledztwa: najpierw aresztuje się podejrzanego, a potem zbiera zasadnicze dowody. W tym modelu podejrzany niearesztowany mógłby podczas wypowiedzi publicznych instruować osoby nieprzesłuchane.