"Rzeczpospolita": Część Niemców jest bardzo przeciwna tematowi reparacji. AfD, które dzisiaj, zdobywając ponad 27 proc. na wschodzie, wkrótce może uzyskiwać dużo większe poparcie w całym kraju. Nie ma pan obaw, że podnoszenie tematu reparacji przez Polskę wzmocni siły skrajnie nacjonalistyczne w Niemczech?
Wręcz przeciwnie podnoszenie tej sprawy służy Polskiej racji stanu, a jednocześnie przypomina Niemcom ich niechlubną i nie tak odległą historię. Domaganie się zadośćuczynienia za straty wojenne upodmiotowią Polskę. Przypomina również, że same Niemcy mają problem z praworządnością, stosując odmienne standardy postępowania wobec różnych krajów i narodów np. dyskryminując Polaków wobec Żydów i innych narodów Europy Zachodniej.
Jaka jest dokładna suma, której będziemy oczekiwać od Niemiec? W marcu mówił pan o 850 mld dolarów?
Szacunki strat, jakie poniosła Polska podczas II wojny światowej wskazują, że jest to kwota znaczna. Nie chciałbym dziś podawać kwoty bez jej dokładnego opisania. Natomiast cytowana kwota 850 mld dolarów, jest wynikiem waloryzacji kwoty wynikającej z szacunków przygotowanych przez Biuro Odszkodowań Wojennych przy Radzie Ministrów w 1947 r.
Doprowadzenie do wypłaty reparacji postrzega pan jako długotrwały proces. „Na pewno to nie będzie blitzkrieg, ale raczej proces rozłożony na zdobycie poparcia społecznego w Polsce i zagranicą dla polskich roszczeń. Też budowania takiego napięcia czy presji na państwo niemieckie, że powinno tę sprawę uregulować” – mówił pan w TVP Info. Nie ma pan wrażenia, że w tym przypadku użycie słowa „blitzkrieg” jest mało fortunne i czy na jakimś etapie obóz Zjednoczonej Prawicy może zrezygnować z reparacji, w zamian za inne z Niemcami uzgodnienia korzystne dla Polski?