Start Joachima Brudzińskiego w wyborach do Parlamentu Europejskiego jest uznawany za największą niespodziankę na listach Prawa i Sprawiedliwości. Szef MSW otworzy listę w okręgu obejmującym województwa zachodniopomorskie i lubuskie.

- Uznaliśmy, że aby pokonać naszych konkurentów, nawiązać wyrównaną walkę w okręgu zachodniopomorsko-lubuskim, musimy mieć mocną listę. Stąd moja obecność na liście, obecność minister Rafalskiej (trzecia na liście w woj. zachodniopomorskim i lubuskim), minister Golińskiej, europosła Hoca - tłumaczył Brudziński w TVN24.

- Dzisiaj coraz więcej decyzji, ważnych decyzji zapada w Brukseli. Ważnych decyzji dla Polski oczywiście. Kierownictwo partii, oczywiście za moją akceptacją i prośbą, zgodziło się, abym był kandydatem do PE - argumentował minister. Dodał, że nie zamierza "emigrować" do Brukseli. - Słyszę o przejmowaniu partii od 1991 roku. Już wtedy, wstępując do Porozumienia Centrum, słyszałem, że Jarosław Kaczyński jest politykiem wypalonym - a wtedy był 40-latkiem - politykiem starym, który już nie będzie odgrywał żadnej roli na scenie politycznej. Dajmy spokój tej numerologii. Jestem jednym z kilku wiceprezesów i będąc w PE, przecież nie rezygnuję z współkierownictwa PiS-em - mówił.

Brudziński zapowiedział, że w "okresie najintensywniejszej kampanii, czyli w maju" poprosi premiera Mateusza Morawieckiego o urlop. - Natomiast kiedy ten mandat oddam czy stanowisko, to zależy w dużej mierze od wyborców, czy ten mandat europosła osiągnę, a w drugiej czy pierwszej kolejności od decyzji samego premiera - powiedział.

- O tym, kto będzie moim ewentualnym następcą, będzie decydował premier w porozumieniu z liderem naszej partii, czyli Jarosławem Kaczyńskim - zapowiedział Joachim Brudziński.