Wbrew ostrzeżeniom znaczącej części prawników i przy sprzeciwie opozycji partia Jarosława Kaczyńskiego wybrała pięcioro własnych sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Zgłoszono kandydatury: Julii Przyłębskiej, Henryka Ciocha, Lecha Morawskiego, Mariusza Muszyńskiego oraz Piotra Pszczółkowskiego. Głosowania przerywała burzliwa debata przeradzająca się w awanturę (gdy zamykaliśmy to wydanie „Rzeczpospolitej", do TK wybrano tylko Ciocha i Morawskiego). W najgorętszym momencie legendarna działaczka „Solidarności" Henryka Krzywonos-Strycharska (PO) apelowała: – Proszę o szacunek dla konstytucji! A posłowie opozycji wstali, skandując: „Konstytucja!".
Z kolei gdy na trybunę wszedł poseł Stanisław Piotrowicz, który przeprowadza zmiany w Trybunale w imieniu PiS, opozycja skandowała: „Precz z komuną!", nawiązując do jego pracy w prokuraturze za czasów PRL.
PiS uważa, że jego sędziowie zastąpią piątkę wybraną przez Platformę pod koniec jej rządów. Tyle że środowe wybory mogą doprowadzić do chaosu prawnego. W czwartek Trybunał Konstytucyjny wyda orzeczenie w sprawie legalności wyboru sędziów dokonanego przez PO. Jeśli uzna wszystkich lub część prawników wskazanych przez Platformę za wybranych zgodnie z prawem, to nie będzie dokładnie wiadomo, kto jest sędzią TK. Może dojść do sytuacji, że sędziów będzie nawet 20 (dziesięciu obecnych oraz po pięciu nominatów z PO i PiS), choć konstytucja mówi jasno, że Trybunał składa się z 15 członków. Może się nawet okazać, że powstaną dwa składy TK – jeden uznawany przez PO, a drugi przez PiS. Doszłoby do paraliżu, bo TK nie mógłby orzekać. Od wygranej w wyborach parlamentarnych pod koniec października przejęcie kontroli nad TK stało się jednym z priorytetów PiS. Partia dążyła do obsadzenia pięciu foteli w Trybunale z żelazną konsekwencją. Po drodze w kontrowersyjny sposób – poprzez sejmowe uchwały – „unieważniła" wybór piątki sędziów dokonany przez Platformę pod koniec jej rządów. Pretekst dała sama PO. W październiku wybrała nie tylko trójkę prawników na miejsca sędziów, których kadencje kończyły się za jej rządów. Awansem dołożyła także dwójkę na miejsca sędziów, których kadencje kończą się teraz, na początku grudnia, a zatem za rządów PiS.
Wojna o Trybunał będzie mieć nie tylko skutki prawne i wizerunkowe, ale przede wszystkim poważne konsekwencje polityczne. Walcząc o kontrolę nad Trybunałem, PiS pozyskał cichego koalicjanta – Pawła Kukiza. Ugrupowanie Kukiz'15 okazało się sojusznikiem znacznie potulniejszym i niewymagającym w porównaniu z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin z lat 2005–2007. Za poparcie kontrowersyjnych działań PiS Kukiz nie dostał nawet jednego fotela sędziego w TK dla swego kandydata.
Jednocześnie operacja PiS wobec Trybunału skonsolidowała dwie liberalne partie opozycyjne. Wszystko wskazuje na to, że Platforma i Nowoczesna – które w kampanii wymieniały się kuksańcami – zakopały topór wojenny pod wpływem działań PiS.