W jakim kierunku pójdzie PO po tym, jak Donald Tusk ogłosił, że nie wraca do polskiej polityki i nie będzie startował w wyborach prezydenckich?
Mamy dwa nowe kluczowe fakty: Donald Tusk nie startuje w tych wyborach prezydenckich, a Grzegorz Schetyna ma sukces w Senacie, czyli jest już nowa epoka. Teraz KO może sobie dać małe kilka tygodni, żeby poukładać sprawy wyborów prezydenckich. Nie ma już oczekiwania, że Donald Tusk wróci i „będzie, jak było", ten stan taktycznie dawał otuchę działaczom, ale strategicznie stwarzał stan wiecznej niepewności. Od teraz jest jasne, że w polityce opozycji w Polsce Grzegorz Schetyna jest głównym punktem odniesienia. Przez cztery lata nie było miesiąca, w którym nie byłby krytykowany, najczęściej zresztą przez własną „otulinę" polityczną, działaczy i teoretycznie bliskich mu liderów opinii. A to odbiera swobodę działania nawet najsilniejszym. Myślę, że trzeba w opozycyjnej części sceny politycznej umówić się na jakiś czas spokoju, skupić się na przygotowaniu do wyborów prezydenckich.
Czytaj także: Marszałek Grodzki to strzał w dziesiątkę
Ale czy rzeczywiście macie tyle czasu? Za pół roku będą wybory prezydenckie.
Jeśli uda się dobrze przeprowadzić prawybory, to okres kampanii wyborczej powinien być czasem wyciszenia wewnętrznych sporów po stronie opozycyjnej. Jeżeli dzisiaj jest realna ścieżka odsunięcia PiS od władzy, a to jest celem każdej opozycji, to ona wiedzie od Senatu przez prezydenturę. Dlatego wybory prezydenckie z punktu widzenia opozycji są bardziej znaczące niż dla rządzących. Najważniejszym procesem, który się dzieje równolegle i wpływa na kampanię, jest „bitwa o centrum". W wyborach parlamentarnych okazało się, że PiS wystraszyło polityczne centrum. Zapowiedzi podwyższenia płacy minimalnej, zniesienia 30-krotności składki na ZUS zmroziły przedsiębiorców strachem przed kolejnym etapem dobrozmianowej rewolucji. PiS rzuciło się werbalnie na inteligencję, na ludzi twórczych, a przede wszystkim na przedsiębiorców, obiecując im, że będą wymieniani na „nową elitę". Każdy analityk polskiej sceny politycznej wie, że uciekające centrum zwiastuje duże kłopoty polityczne. Zresztą jako pierwszy zauważył to Jarosław Gowin zaraz po wyborach, że centrum uciekło PiS-owi. Także Jarosław Kaczyński zmiękczył przekaz. Nie jest przypadkiem, że bodaj po raz pierwszy w III Rzeczypospolitej po wyborach partia zwycięska nie ma premii w sondażach, a to znaczy, że trend się załamał.