Co pokazuje pana zdaniem nowy rząd?
Mam wrażenie, że PiS jest w miejscu, w którym była PO w 2011 roku. Przy wszystkich różnicach to jest moment usatysfakcjonowania, poczucia, że naród nas kocha. Tylko Jarosław Kaczyński widzi, że sytuacja nie jest taka jasna. Cała reszta uważa, że zapewnione jest spokojne trwanie przez cztery lata. To prawdopodobnie zapowiada nasilenie wewnętrznych wojen.
A co można powiedzieć o kierunku? Tym deklarowanym i realnym.
To wie tylko Jarosław Kaczyński. Z tego, co dociera do opinii publicznej, wynika, że możliwe są dwa scenariusze. Pierwszy, że będzie, tak jak było, tylko „ostrzej i mocniej". To, jak rozumiem, proponuje środowisko Zbigniewa Ziobry i część zakonu PC. Drugi – że przyczółki są uchwycone, więc trzeba zwolnić, przestać szarżować i zacząć konsumować. To spór między rewolucjonistami i koniukturalistami w obozie rządzącym. Nie mam wrażenia, że skład rządu czy dotychczasowe wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego w definitywny sposób ten dylemat rozstrzygnęły.
Są nowi ministrowie, ale najbardziej krytykowani przez opozycję są pozostali.