Johnson może liczyć na 288 deputowanych torysów, a także 20 posłów niezależnych, którzy zostali wcześniej wyrzuceni z Partii Konserwatywnej za sprzeciw wobec polityki premiera. Przeciw poprawce Letwina głosowało także sześciu deputowanych Partii Pracy – zalążek rebelii w ugrupowaniu Jeremy'ego Corbyna, która może zapewnić ostateczny sukces premierowi.
Alternatywny scenariusz forsowany przez opozycję, pomysł utrzymania całego Zjednoczonego Królestwa w unii celnej z UE po brexicie, może liczyć na poparcie około 276 deputowanych, przede wszystkim z Partii Pracy, Liberalnych Demokratów i Szkockiej Partii Narodowej (SNP). To jest zresztą koncepcja tzw. szerokiego backstopu, która została już odrzucona przez parlament dwa lata temu.
Sir Keir Starmer, sekretarz ds. brexitu w gabinecie cieni laburzystów, zaproponował Johnsonowi inny deal: poparcie opozycji dla umowy rozwodowej w zamian za wymóg, aby tę decyzję naród musiał potwierdzić w powtórnym referendum. To jednak rozwiązanie nie do zaakceptowania dla szefa rządu nie tylko dlatego, że sondaże nie pozwalają rozstrzygnąć, kto wyszedłby zwycięsko z takiej konfrontacji. Johnson chce za wszelką cenę doprowadzić do wyjścia kraju z Unii już 31 października, aby na fali tego sukcesu rozpisać przedterminowe wybory z nadzieją na przytłaczające zwycięstwo torysów.
Ale 31 października to także ważna data dla Bercowa – tylko z innych powodów. Tego dnia, po dziesięciu latach kierowania pracami Izby Gmin, złoży on urząd spikera i – jak chce tradycja – otrzyma znacznie mniej widowiskowe stanowisko w Izbie Lordów po uprzednim przyznaniu tytułu szlacheckiego przez królową Elżbietę II.
Wielu podejrzewa jednak, że John Bercow, który kiedyś był posłem z ramienia Partii Konserwatywnej, jest gorącym przeciwnikiem brexitu i chce pozostawić po sobie dokładnie odwrotną spuściznę do Borisa Johnsona.
Dwa lata temu w czasie spotkania z grupą licealistów Bercow, którego obowiązuje ścisła neutralność, przyznał, że w referendum w czerwcu 2016 r. głosował za pozostaniem kraju w Unii. Dziennikarze znaleźli także na jego samochodzie naklejkę promującą zjednoczoną Europę: spiker tłumaczył, że należy ona do jego żony, która „ma prawo do własnej opinii".