To jest rewanż po latach. W 2011 r. Jair Bolsonaro, nieznany poseł, próbował zablokować forsowany przez ówczesnego ministra edukacji Fernanda Haddada program nauczania o rodzinie, który nazwał po prostu „gejowskim pakietem". Wniosek przepadł jednak z kretesem w parlamencie.
Ale w niedzielnych wyborach Bolsonaro zwyczajnie znokautował Haddada. Byłego kapitana poparło 49 mln Brazylijczyków (46 proc. oddanych głosów) wobec 31 mln (29 proc.) dla kandydata lewicowej Partii Pracujących (PT), którą z więzienia steruje były prezydent Lula da Silva.
67 tysięcy zabójstw
Bo też przez te siedem lat Brazylia zmieniła się radykalnie. Wraz z załamaniem cen surowców kraj popadł w głęboki kryzys gospodarczy, okazało się, że to państwo zaliczane do czterech najważniejszych rynków wschodzących (BRICS) wciąż jest zasadniczo kolosem na glinianych nogach. Polaryzacja dochodów, którą poprzez rozbudowę programów socjalnych próbował powstrzymać Lula, znów zaczęła nabierać na sile. A wraz z nią przestępczość: w ub.r. w Brazylii ofiarą morderstw padła rekordowa liczba 67 tys. osób. Niedofinansowana policja nie jest już w stanie powstrzymać gangów narkotykowych, często jedynych organizacji, które mogą zapewnić młodym pracę. Następczyni Luli, Dilma Rousseff, próbowała co prawda utrzymać wsparcie socjalnie, ale kraju nie było już na to stać, dług zaczął niebezpiecznie rosnąć. Jednocześnie grupa ambitnych prokuratorów z Kurytyby na czele z Sergio Moro po raz pierwszy ujawniła szeroki system korupcyjny na czele władzy.
To wszystko otworzyło drogę do władzy dla Bolsonaro. Ogromna część Brazylijczyków chce tylko jednego: zerwania w dotychczasowym establishmentem, który nie tylko kradł, ale też nie potrafił wyprowadzić kraju na prostą.
W czasie długiej kariery politycznej (posłem został w 1991 r.) Bolsonaro naraził się chyba wszystkim mniejszościom. Przyznał, że wolałby, aby jego syn był martwy niż stał się gejem. Do reporterki kiedyś powiedział, że jest za brzydka, aby można było ją zgwałcić. Sposobem na rozprawienie się z „przestępczością czarnych w fawelach" powinno być zaś zniesienie wszelkich ograniczeń w użyciu broni przeciw policji. Dlatego jeszcze w sierpniu Bolsonaro był zasadniczo sam: nie popierała go żadna duża partia polityczne, a jego wydatki na kampanię, opartą na mediach społecznościowych, do tej pory nie przekroczyły 235 tys. USD wobec 6,3 mln dol. dla Haddada.