Większość z nich wzięła udział w referendum, które miejscowy Trybunał Konstytucyjny uznał za nielegalne, a przedstawiciele Zachodu – za prowokacyjne.
Poszło o to, co i kiedy mają świętować Serbowie mieszkający w Bośni (czyli w Republice Serbskiej stanowiącej jedną z dwóch części składowych kraju - druga to Federacja Bośni i Hercegowiny). Większość z nich zdecydowała w niedzielnym głosowaniu, że to będzie 9 stycznia – rocznica ogłoszenia niepodległości ich republiki w 1992 roku.
Jednak dla pozostałych mieszkańców Bośni ta data oznacza początek wojny domowej w republice, najkrwawszego konfliktu na europejskim kontynencie od czasu zakończenia drugiej wojny światowej. Jednocześnie ten dzień dla miejscowych Chorwatów i muzułmanów symbolizuje początek wypędzeń z terenów, które Serbowie uznali za swoje.
Wraz z referendum na Bałkanach odżył strach przed kolejną wojną. Mimo to w niedzielę aż 99,8 proc. głosujących opowiedziało się właśnie za takim świętem państwowym Republiki Serbskiej. Co prawda mimo nachalnej propagandy nacjonalistycznej w referendum wzięło udział tylko 56 proc. uprawnionych do głosowania.
Miejscowy minister spraw wewnętrznych (odpowiedzialny za głosowanie) przyznał, że komisji wyborczych nawet nie otwierano na terenach, które w Republice zamieszkują mniejszości narodowe. Potwierdził tym samym wcześniejsze oskarżenia, że zarówno samo święto, jak i sposób jego uchwalenia dyskryminują innych mieszkańców Republiki Serbskiej i całej Bośni.