Przemysław Staroń: Rządzący mają młodych totalnie gdzieś

Rządzący, którzy dziś mają młodych totalnie gdzieś, nie zdają sobie sprawy, że to pokolenie jeszcze się z nimi porachuje – mówi nauczyciel Przemysław Staroń.

Aktualizacja: 29.09.2019 16:11 Publikacja: 29.09.2019 00:01

Przemysław Staroń

Przemysław Staroń

Foto: EAST NEWS

Wchodzące w wiek wyborczy tzw. pokolenie Z, czyli ludzie urodzeni po 2000 roku, nie jest w tej kampanii częstym celem wyborczej agitacji. Kilka razy słyszałem od polskich polityków, że trudno im się do najmłodszych wyborców zwracać, bo niewiele ich z nimi łączy. W ich opinii „zetki" siedzą tylko z nosem w smartfonach i niczym się właściwie nie interesują, mają być do granic indywidualistyczni i kompletnie niezainteresowani sprawami wspólnoty.

Pokolenie dzisiejszych nastolatków oczywiście w wielu kwestiach różni się od pokolenia nastolatków sprzed 30 lat, ale na poziomie emocji, uczuć i podstawowych potrzeb ci ludzie są tacy sami jak my – jak pokolenie Y, X czy tzw. baby boomers. Potwierdzają to kolejne badania, ostatnio na przykład raport „Gen Z: jak zrozumieć dziś generację jutra" Natalii Hatalskiej. Cały czas najważniejsze są wartości: miłość i bezpieczeństwo. Czyli rację miała panna Marple, bohaterka kryminałów Agathy Christie, która mówiła, że natura ludzka jest wszędzie taka sama.

A co się zmienia?

Jako trzecią wartość, obok miłości i bezpieczeństwa, Hatalska wymienia potrzebę rozwoju. I to też nie jest zupełnie nowa cecha, która nie pojawiałaby się w poprzednich pokoleniach, ale rzeczywiście „zetki" traktują ją inaczej, jako coś bardziej oczywistego, niż traktowały ją poprzednie pokolenia w ich wieku. Ale jeśli pyta pan o wartości polityczne, czyli w jaki sposób mieliby się do nich odnosić politycy, to na pewno młodzi ludzie są konserwatywni.

To niektórych zszokuje...

Tylko tych, którzy nie rozumieją słowa „konserwatyzm". Angielskie „conserve", od którego nazywa się cały ten nurt od czasów Edmunda Burke'a, znaczy po prostu „zachowywać". Czyli zachowujemy to, co się w przeszłości sprawdziło. Szczególnie troszczymy się o fundamentalne wartości: rodzinę, miłość, przyjaźń. W końcu kto zalegalizował homoseksualne małżeństwa w Wielkiej Brytanii? Partia Konserwatywna, która słusznie uznała, że małżeństwo wzmacnia te związki, więc będzie chroniło rodzinę.

Ten konserwatyzm, o którym pan mówi, niekoniecznie koresponduje z poglądami politycznymi, do których przyznają się najmłodsi polscy wyborcy.

Z raportu Natalii Hatalskiej rzeczywiście wynika, że młodzież najczęściej ma poglądy liberalne, potem lewicowe, a konserwatywne są dopiero na trzecim miejscu. Ale to dlatego, że młodzież przez konserwatyzm rozumie poglądy prawicowe, nierzadko wręcz dość skrajne.

Czyli tradycjonalizm.

Tradycjonalizm, ale źle rozumiany. Bo konserwatyzm sam w sobie też broni tradycji, ale broni jej mądrze, Mówi: OK, skoro to się sprawdziło w historii, nie wyrzucajmy tego na śmietnik. Zmieniajmy, jasne, ale ewolucyjnie. Nie róbmy rewolucji, bo wylejemy dziecko z kąpielą. I tyle. Natomiast dla młodzieży pod tym hasłem kryje się to, co w Polsce ma charakter ortodoksyjnie katolicki, nierzadko paranacjonalistyczny.

Czyli z badań wynika, że dla większości młodzieży najważniejsze są wartości konserwatywne, ale ci, którzy będą w tym roku głosować po raz pierwszy, i tak zagłosują na partie liberalne i lewicowe.

Rządzący, którzy mają młodych ludzi totalnie gdzieś i którzy zafundowali im w tym roku koszmar deformy edukacji, chyba wciąż sobie nie zdają sprawy, że to pokolenie się z nimi jeszcze porachuje. Alarmować ich też powinny wyniki badań socjodemograficznych, które wskazują, że Polska jest najszybciej laicyzującym się państwem w Europie. Jeśli więc mamy się czegoś spodziewać po tym pokoleniu, to właśnie tego, że rzeczywiście zakorzeniać się w nim będą poglądy liberalne i lewicowe.

Religia młodych nie interesuje?

Na pewno nie religia instytucjonalna, którą młodzież masowo porzuca. Co ciekawe, u mnie w liceum uczniowie, którzy chodzili do gimnazjum, masowo zapisują się do mnie na etykę, natomiast pierwszoklasiści po podstawówce, którzy dopiero w pierwszej klasie szkoły średniej będą mieli bierzmowanie, na etykę zapisują się rzadziej – może robi to jedna trzecia, maks połowa.

Bierzmowanie jest więc dla nich ważne.

Tak, ale najczęściej dlatego, że chcą mieć święty spokój. Bez ogródek przyznają, że wymuszają to babcia, dziadek czy rodzice, zwłaszcza że wiąże się to z późniejszym sakramentem małżeństwa. Ale czasami ci rodzice, co jest bardzo ciekawe, też kierują się tym, by mieć święty spokój, i mówią: Weź idź do tego bierzmowania, bo babcia nie da nam żyć... Z moich doświadczeń wynika, że ta młodzież jest niesamowicie chłonna, jeśli chodzi o wartości i o uniwersalność takich wartości, jak wolność, godne traktowanie każdego człowieka, bezpieczeństwo, przyjaźń, miłość. Ale jak refren powtarzają, że szlag ich trafia, gdy słuchają księży czy biskupów. I jednocześnie często twierdzą, że naprawdę wierzą w Boga.

To co dokładnie odrzuca ich od Kościoła?

Dla nich działalność Kościoła, zwłaszcza w Polsce, nie jest wprowadzaniem w świat wartości, tylko ich narzucaniem, i to często z bardzo anachroniczną interpretacją i argumentacją. Jeśli dodamy do tego postawę Kościoła wobec systemowego dramatu pedofilii, dystans do Kościoła staje się jeszcze wyraźniejszy. Ale z badań wynika, co też obserwuję w szkole, że młodzi ludzie wcale nie są w tym bardzo skrajni. Oni mają swoje poglądy, ale to, co możemy nierzadko zobaczyć w internecie, czyli ta skrajność w lewo czy prawo, to niekoniecznie jest dzieło przeciętnego młodego człowieka. Najważniejsze jest to, że oni alergiczne reagują w sytuacjach, gdy ktoś chce im coś narzucać. Są niezwykle chłonni, ale chcą mieć poczucie autonomii, aby móc sami sobie wyrobić zdanie.

To chyba typowe dla każdego młodego pokolenia.

Tak, w okresie dojrzewania młodzi ludzie naturalnie przechodzą okres buntu – tak było, jest i będzie. Tylko tak młody człowiek może określić swoją tożsamość. Ale jeśli chodzi o pokolenie Z, mamy do czynienia z ciekawym zjawiskiem. Im po prostu wydaje się oczywiste, że mają prawo zarówno do własnego zdania, jak i do jego wyrażania. Na pewno nie czują, że w ten sposób się buntują.

Jakie tematy są dla nich ważne?

Często się mówi, że oni są bardzo ekologiczni, ale z raportu Natalii Hatalskiej wynika, że ekologia jest bardziej domeną milenialsów, czyli pokolenia Y – ludzi urodzonych w latach 80. i 90. XX wieku, a przynajmniej tych z ostatniej dekady. U „zetek" wyraźniej objawia się co innego – są wyczuleni na problemy społeczne. Oni się wychowali w świecie cyfrowym, w którym mają możliwość bardzo szybkiego i szerokiego nawiązywania kontaktów, i to bez ograniczeń językowych, a jeśli dodamy fakt, że oglądają masowo seriale, nie powinno nas dziwić, że tematy społeczne są im bliższe. Jednocześnie myślę, że to kwestia czasu. Jestem przekonany, że w kolejnym raporcie nachylenie ku ekologii będzie dużo bardziej wyraźne, bo świadomość zagrożenia klimatycznego z miesiąca na miesiąc staje się dla nich coraz bardziej realna.

A relacje z messengerów, snapchatów i instagramów nie różnią się jednak od tych budowanych w sposób tradycyjny?

Dla nich to naturalne kanały komunikacji, to raczej my mamy z nimi problem – dyskutujemy o tym, stawiamy różne pytania, wyrażamy lęki i obawy. A oni nawet specjalnie się nie zastanawiają, że w tym może być jakiś problem, bo dla nich te kanały są przezroczyste. Oni przede wszystkim są w ciągłym kontakcie w grupach messengerowych, głównie z kolegami i koleżankami z klasy. I to nie skutkuje tym, że przez to nie mają potrzeby bezpośredniego kontaktu z tymi rówieśnikami. Wręcz przeciwnie, pragną przeżywać młodość w paczkach, grupach koleżeńskich – w realu.

Kto jest dla nich autorytetem?

Największym – rodzice. I to bardzo ciekawa zmiana. Często mają z nimi dobry kontakt i chcą spędzać razem czas. Dużo rozmawiają, bo ci też przecież są online. Tylko problem polega na tym, że ci rodzice muszą przeznaczać dużo więcej czasu na sprawy zawodowe niż kiedyś, a dzieci absorbuje szkoła i różne zajęcia dodatkowe. I brak tego czasu spędzanego fizycznie razem generuje niestety duże poczucie osamotnienia.

I to widać w badaniach?

W ilościowych niespecjalnie, ale już w badaniach jakościowych, pogłębionych, to poczucie osamotnienia wysuwa się wręcz na pierwszy plan. To paradoks, bo przecież pokolenie Z ma dobre relacje z rodzicami. Ale odkąd pojawiły się media społecznościowe, żyjemy w zupełnie nowej rzeczywistości, w której możliwość natychmiastowego kontaktu zwiększa szybkość komunikowania się, ale nie intensyfikuje obecności. Wręcz przeciwnie. Jesteśmy tak szybko, tak blisko – a jednocześnie wciąż fizycznie daleko. A co ważne, młodzi ludzie są bardziej wrażliwi poznawczo, niż mogłoby się wydawać.

Co to znaczy?

Widać u nich przekonanie, że powinno się działać i – z braku lepszego słowa – nie być przaśnym, szczególnie w debacie publicznej. Czyli niezależnie od poglądów politycznych twoja komunikacja nie może być „creepy". Musi być „sexy". Oni podobnie reagują emocjonalnie na przykład na PiS i na KOD. To widać, gdy gdzieś w internecie pojawiają się estetycznie przaśne komunikaty o potrzebie walki z władzą – wtedy młodzi ludzie reagują na to słowami, że to „kodowskie" czy „kodziarskie", bo zrobione w jakimś Paincie, bo hasło strasznie patetyczne i jakby oderwane od rzeczywistości. I nawet kiedy fundamentalnie zgadzają się z ogólnym przekazem, to naprawdę ich to brzydzi. Coraz lepiej widać, że oni potrzebują w polityce jakości. Ale – co najważniejsze – nie może to być atrakcyjna forma bez realnej treści albo z nieprzejrzystą intencją w tle. Mnóstwo młodych ludzi jest rozczarowanych Wiosną Roberta Biedronia – właśnie ze względu na ten drugi aspekt. „Zetki" chcą autentyczności, jakości i realnego działania. I nie tylko one.

Przemysław Staroń jest psychologiem z Uniwersytetu SWPS i nauczycielem w II LO im. Bolesława Chrobrego w Sopocie. W 2018 r. przyznano mu tytuł Nauczyciela Roku

Wchodzące w wiek wyborczy tzw. pokolenie Z, czyli ludzie urodzeni po 2000 roku, nie jest w tej kampanii częstym celem wyborczej agitacji. Kilka razy słyszałem od polskich polityków, że trudno im się do najmłodszych wyborców zwracać, bo niewiele ich z nimi łączy. W ich opinii „zetki" siedzą tylko z nosem w smartfonach i niczym się właściwie nie interesują, mają być do granic indywidualistyczni i kompletnie niezainteresowani sprawami wspólnoty.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Afera zegarkowa w MON. Mariusz Błaszczak: Trzeba wyciągnąć konsekwencje
Polityka
Zmiana prokuratorów od Pegasusa i ogromna presja na sukces
Polityka
Wybory do Parlamentu Europejskiego: Politycy PO na żelaznej miotle fruną do Brukseli
Polityka
Co z Ukraińcami w wieku poborowym, którzy przebywają w Polsce? Stanowisko MON
Polityka
Sejm podjął decyzję w sprawie języka śląskiego