Decyzja prezydenta o wniesieniu do Sejmu projektu, który całkowicie odwraca reformę emerytalną, to duża niespodzianka.
Andrzej Duda chce, aby sztandarowa reforma Platformy – zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn oraz jego podniesienie do 67 lat – została po prostu unieważniona. Prezydent proponuje powrót do wieku emerytalnego sprzed reformy, a zatem 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn.
Przemiany Dudy
Rzeczywiście, kiedy Andrzej Duda prowadził kampanię prezydencką, początkowo składał taką właśnie obietnicę. Ale szybko ugryzł się w język i pod koniec kampanii wolał mówić o „obniżeniu" wieku emerytalnego bez podawania konkretnego wariantu. Tak czy inaczej polityczne racje, które stały za takimi deklaracjami, były jasne – większość Polaków nie chce dłużej pracować. I to oni przyczynili się do sensacyjnej prezydenckiej wiktorii Andrzeja Dudy.
Jednak po wyborach prezydent już taki wyrywny w obietnicy powszechnego obniżenia wieku emerytalnego nie był. Zaczął przebąkiwać o wprowadzeniu nowego kryterium – stażu pracy.
W wywiadzie dla Polskiej Agenci Prasowej, udzielonym jeszcze przed zaprzysiężeniem, oświadczył: – Są różne koncepcje. W Niemczech był obniżony wiek emerytalny i tam przyjęto 45 lat okresu składkowego. Te rozmowy trwają, ale sądzę, że będzie wypracowane rozwiązanie, nad którym będzie mógł się pochylić parlament.
Spekulowano, że prezydent składnia się do rozwiązania, wedle którego emeryturę można byłoby uzyskać po 40 latach oskładkowanej pracy. Dla części pracujących – głównie słabiej wykształconych pracowników fizycznych, którzy wcześnie wchodzą na rynek pracy – oznacza to niższy wiek emerytalny. Ale nie byłby to niższy wiek emerytalny powszechny, dla wszystkich.