"Przybierają na sile prawdziwe kłamstwa "
Rosyjska machina propagandowa zdaje się spełniać swój cel. Według ostatnich sondaży opinii publicznej moskiewskiego instytutu LEWADA, połowa Rosjan uważa, że ich telewizja przekazuje „wiele pożytecznych i obiektywnych informacji". Co piąty Rosjanin twierdzi wręcz, że „przekaz telewizyjny o wydarzeniach jest pełny i obiektywny". Takie oceny ankietowanych w ogóle nie dziwią Christiana Mihra, szefa pozarządowej organizacji „Reporterzy bez granic". – Rosja musi być przygotowana na wojnę – wyjaśnia. Wg danych Fundacji Badania Opinii Społecznej z czerwca 2015 roku, głównym źródłem informacji dla mieszkańców Rosji jest telewizja.
Kiedy ukraiński filmowiec Oleg Sencow nazywany jest w programie informacyjnym rosyjskiej telewizji „terrorystą", jest to oczywiście po myśli Kremla. To Sencow miał podpalić biuro prorosyjskiej partii na Krymie zaanektowanym przez Rosję. Miał także wysadzić w powietrze pomnik Lenina, dlatego skazano go na karę 20 lat więzienia. Organizacje międzynarodowe z kolei zakwalifikowałyrosyjskiego reżysera jako więźnia politycznego i krytykują orzeczenie sądu. Sencow nie przyznaje się do winy i mówi, że był torturowany w więzieniu. W relacjach kanału telewizyjnego „Rosija" jednak nie wspomniano o tym nawet jednym słowem. Tematem jest natomiast udaremnienie zaplanowanego przez Sencowa zamachu.
Półprawdy w rosyjskiej telewizji to częste zjawisko, mówi Christian Mihr. – Obserwujemy teraz, jak przybierają na sile prawdziwe kłamstwa – opowiada Mihr, który przez kilka lat mieszkał w Rosji. Szczególnie lubi opowiadać o wywiadzie z Andriejem Pietkowem, wyemitowanym w rosyjskiej telewizji w kwietniu 2014 roku. Trzy kanały pokazały podobne zdjęcia tego samego mężczyny z opatrzonym nosem, ale za każdym razem opowiadały o nim inną historię. Na rosyjskim kanale NTW był przedstawiony jako niemiecki szpieg, który wspiera protesty na Majdanie, na kanale Rosija 1 przedstawiono go jako Ukraińca, który protestuje przeciwko rządowi we własnym kraju, za co został pobity przez neonazistów. I wreszcie trzeci kanał telewizji, tym razem na Krymie, przedstawił go jako chirurga, który chciał przyjść z pomocą, ale został zaatakowany przez faszystów. – O takich historiach można opowiadać w nieskończoność – zapewnia Mihr.
Dezorientowanie prawdą i kłamstwem
Była korespondentka ARD w Moskwie Ina Ruck trafnie opisała taktykę rosyjskiej propagandy: Rosyjska telewizja otwarcie mówi o 'wojnie informacyjnej' – rosyjska propaganda miesza prawdę z kłamstwem. Na przykład puszczono w obieg tak wiele teorii o katastrofie malezyjskiego samolotu pasażerskiego MH17 zestrzelonego nad Ukrainą, że poirytowani czytelnicy sami nie wiedzieli, w co wierzyć. Zginęło w niej 298 ludzi. Rosja głosiła teorię o ukraińskiej armii, która właściwie zamierzała zestrzelić samolot przewożący Putina. Na kanale Rossija poinformowano, że pasażerowie już przed startem samolotu nie żyli, ale zamierzano obwinić za ich śmierć separatystów. Mowa była też o eksplozji bomby w samolocie.
W raporcie organizacji „Reporterzy bez Granic" zatytułowanym „Kreml na wszystkich kanałach – jak rosyjski rząd steruje telewizją" mowa jest o tym, że rosyjskie programy telewizyjne są poddawane „długotrwałej, systematycznej harmonizacji". Raport sprzed dwóch lat nie stracił nic ze swojej aktualności. Jak zauważa Christian Mihr w rozmowie z Deutsche Welle, od tamtego czasu propaganda rosyjska w telewizji stała się jeszcze bardziej ofensywna.
Największe, ogólnokrajowe kanały telewizyjne są tymczasem w rękach albo państwowego holdingu albo prywatnych rękach oligarchów lub koncernów sympatyzujących z Kremlem. Do nich należy też finansowany przez Kreml kanał zagraniczny „RT", dawniej „Russia Today", który nadaje programy w kilku językach i dysponuje niemałym budżetem na rok 2015, bo 15,4 mld rubli, czyli 263,2 mln euro. Dane pochodzą ze stycznia br.