Dylemat Putina: wejść czy nie wejść

Groźnym komunikatom z oficjalnych rozmów prezydentów Białorusi i Rosji towarzyszy narastające wahanie Kremla. Koszty ewentualnej interwencji są nieznane.

Aktualizacja: 17.08.2020 06:01 Publikacja: 16.08.2020 19:50

Dylemat Putina: wejść czy nie wejść

Foto: AFP

– Przy ocenie ryzyka (z rosyjskiej strony – red.) najważniejsze jest, jak zachowa się białoruska armia. Jeśli nie ma 100-procentowej pewności, że pozostanie przynajmniej neutralna – jak w Czechosłowacji w 1968 r. – to w ogóle nie ma mowy o wprowadzeniu wojsk – powiedział „Rz" redaktor naczelny portalu Jeżedniewnyj Żurnał i analityk wojskowy Aleksander Golc.

Jego zdaniem, by zapewnić sobie taką neutralność, rosyjska strona „musiałaby rozmawiać już nawet nie z szefem MON, ale z dowódcami poszczególnych zgrupowań wojskowych, generałami, którzy realnie zarządzają wydawaniem broni i amunicji".

Na razie po drugiej w ciągu dwóch dni rozmowie obu prezydentów w oficjalnym komunikacie Kremla poinformowano, że Rosja gotowa jest „okazać pomoc w rozwiązaniu pojawiających się problemów (...) również jeśli zajdzie potrzeba w oparciu o Organizację Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB)". Ten mini-Układ Warszawski jednoczy sześć państw postsowieckich. – Trudno mi sobie wyobrazić, by Kazachstan czy Armenia wydały zgodę na taką interwencję – dodał Golc, podając w wątpliwość chęć Kremla wkroczenia na Białoruś.

– W oczach Moskwy obecnie nie ma alternatywnych kandydatów. Putin pozdrowił Łukaszenkę jako legalnie wybranego szefa sąsiedniego państwa. Kreml nie ma jednak zamiaru wysyłać wojska ani wywierać jakiegoś nacisku – zapewnił w rozmowie z „Rz" inny analityk wojskowy, bliski władzom redaktor naczelny „Nacjonalnoj Oborony" Igor Korotczenko.

– My chcemy, by prowadził polityczny dialog dla rozwiązania obecnej sytuacji – dodał. Nie potrafił jednak powiedzieć, z kim Łukaszenko powinien rozmawiać, skoro przywódcy opozycji siedzą w więzieniach, a protestujące społeczeństwo nie ma wyraźnych liderów. – Cichanouska jest osobą przypadkową, to nie Paszynian (obecny premier Armenii, który objął władzę w 2018 r. po obaleniu prorosyjskich władz – red.), on jest doświadczonym politykiem opozycji – odpowiedział, pytany o możliwość zastosowania na Białorusi „wariantu armeńskiego": usunięcia niepopularnych prorosyjskich władz, ale zachowania sojuszniczych zobowiązań wobec Moskwy.

Nie jest jasne, jakich aktywów – poza polityczną zależnością Mińska – Moskwa chciałaby bronić na Białorusi. – Jest tam wojskowa stacja radiolokacyjna i węzeł łączności z okrętami podwodnymi. Ale wraz z wprowadzeniem na uzbrojenie rosyjskiej armii stacji radiolokacyjnych Woroneż odpadła konieczność budowania ogromnych centrów poza granicami kraju – wyjaśnił Golc.

– Ekonomicznie najważniejszy jest rurociąg Przyjaźń poprzez Białoruś zaopatrujący w rosyjską ropę Polskę, Niemcy, Czechy, Słowację i Węgry. Jego ewentualne zamknięcie byłoby bardzo niewygodne dla Rosji, bo nie ma czym go zastąpić. Są też gazociągi tranzytowe. W razie ich braku Moskwa musiałaby negocjować z Kijowem tranzyt gazu, a to oznaczałoby ustępstwa polityczne na rzecz Ukrainy – powiedział „Rz" analityk gospodarczy Michaił Krutichin.

Nie wiadomo też, czy Moskwa gotowa byłaby wziąć na siebie całkowite finansowanie rozsypującej się białoruskiej gospodarki w przypadku wkroczenia do republiki. – Obecnie Kreml nie jest w stanie zapewnić normalnego finansowania Krymowi, Donbasowi, Abchazji, Osetii Południowej, a tu jeszcze pojawiłoby się 9,5 mln Białorusinów – opisał sytuację Krutichin.

– Chyba muszą być nowe wybory i coś w rodzaju europejskiego planu Marshalla dla Białorusi – dodał.

– Przy ocenie ryzyka (z rosyjskiej strony – red.) najważniejsze jest, jak zachowa się białoruska armia. Jeśli nie ma 100-procentowej pewności, że pozostanie przynajmniej neutralna – jak w Czechosłowacji w 1968 r. – to w ogóle nie ma mowy o wprowadzeniu wojsk – powiedział „Rz" redaktor naczelny portalu Jeżedniewnyj Żurnał i analityk wojskowy Aleksander Golc.

Jego zdaniem, by zapewnić sobie taką neutralność, rosyjska strona „musiałaby rozmawiać już nawet nie z szefem MON, ale z dowódcami poszczególnych zgrupowań wojskowych, generałami, którzy realnie zarządzają wydawaniem broni i amunicji".

Pozostało 82% artykułu
Polityka
Afera zegarkowa w MON. Mariusz Błaszczak: Trzeba wyciągnąć konsekwencje
Polityka
Zmiana prokuratorów od Pegasusa i ogromna presja na sukces
Polityka
Wybory do Parlamentu Europejskiego: Politycy PO na żelaznej miotle fruną do Brukseli
Polityka
Co z Ukraińcami w wieku poborowym, którzy przebywają w Polsce? Stanowisko MON
Polityka
Sejm podjął decyzję w sprawie języka śląskiego