SPD chce rządzić z postkomunistami

Walczący o przetrwanie socjaldemokraci liczą na sojusz z Lewicą. Oraz Zielonymi, z których miałby pochodzić kanclerz.

Publikacja: 12.08.2019 18:36

Heinersbrück koło Chociebuża przed wyborami do landtagu Brandenburgii (1 września). Na plakacie SPD

Heinersbrück koło Chociebuża przed wyborami do landtagu Brandenburgii (1 września). Na plakacie SPD premier landu Dietmar Woidke

Foto: AFP

Angela Merkel wraca niebawem z urlopu we Włoszech do już nieco innych Niemiec niż w chwili, gdy je opuszczała. W obozie SPD, partnera w jej koalicyjnym rządzie, rozpoczęła się właśnie debata na temat, który do tej pory był swego rodzaju tabu. Chodzi o to, czy najstarsza niemiecka partia może wejść w sojusz z postkomunistami z ugrupowania Die Linke (Lewica).

Wspólnie z Zielonymi koalicja taka miałaby szanse na utworzenie rządu koalicyjnego i odsunięcie od władzy CDU, która pod kierownictwem Angeli Merkel sprawuje nieprzerwanie władzę od 2005 roku wspólnie z bawarską CSU oraz – z wyjątkiem czterech lat – z SPD w postaci tzw. wielkiej koalicji. Socjaldemokratom taki sojusz wyraźnie nie służy.

Koniec ostracyzmu

Stąd pomysł na utrzymanie się przy władzy poprzez sojusz z partią, która jeszcze do niedawna poddana była niemal takiemu samemu ostracyzmowi jak obecnie Alternatywa dla Niemiec (AfD).

Mowa o postkomunistycznej partii Lewica. – Po następnych wyborach do Bundestagu rozpoczną się dyskusje o możliwych konstelacjach partyjnych poza wielką koalicją. Także o koalicji czerwono- czerwono-zielonej – oświadczył wyraźnie Lars Klingbeil, sekretarz generalny SPD. Kolor czerwony mają na sztandarach zarówno socjaldemokraci, jak i postkomuniści. Nieco wcześniej takiej konstelacji nie wykluczyła Malu Dreyer, jedna z trójki komisarzy zarządzających SPD do czasu wyboru nowego przewodniczącego.

Pierwszy w Niemczech rząd takiej koalicji powstał na poziomie landu pięć lat temu w Turyngii pod kierunkiem Lewicy. Dwa lata później w Berlinie, gdzie jednak partnerem wiodącym jest SPD, a ostatnio w Bremie, czyli na zachodzie Niemiec, gdzie Lewica nigdy nie była tak popularna jak na obszarach byłej NRD. Takie są zresztą jej geograficzne źródła jako kolejnego awataru SED, partii robotników i chłopów przekształconej po upadku „drugiego państwa niemieckiego" w PDS, czyli Partię Demokratycznego Socjalizmu.

Ugrupowanie Lewica w obecnym kształcie istnieje od 2007 roku, kiedy postkomuniści ze wschodu połączyli się z grupą dysydentów z SPD z zachodnich Niemiec.

Był to dodatkowy argument dla SPD, aby trzymać się z dala od Lewicy, która miała jak najgorszą prasę jako spadkobierczyni totalitarnego reżimu, której wielu prominentnych działaczy było w przeszłości współpracownikami Stasi, czyli aparatu bezpieczeństwa NRD. Na poziomie landowym we wschodnich Niemczech nie było to jednak przeszkodą do współpracy SPD z PDS czy później z Lewicą.

Atrakcyjna oferta

Na szczeblu federalnym taki pomysł nie jest też bynajmniej nowy. Lewica śle od lat oferty współpracy, marząc o udziale w rządach. W SPD także nie brakowało polityków, którzy gotowi byli do takiego aliansu. Gdyby powstał przed ostatnimi wyborami do Bundestagu w 2017 roku i dołączyliby do niego Zieloni, wyniki wyborów nie zapewniłyby tym trzem ugrupowaniom przewagi w parlamencie nad możliwym w tej sytuacji sojuszem CDU/CSU z liberałami z FDP. Dzisiaj sytuacja jest całkowicie inna.

Wprawdzie socjaldemokraci są na sondażowym dnie z wynikiem 14,5 proc., a Lewica utrzymuje się na poziomie 8–9 proc., to w górę wystrzelili w ostatnich miesiącach Zieloni. Gdyby wybory odbyły się z początkiem sierpnia, mogliby liczyć na około 23 proc. głosów, stając się drugą, po CDU/CSU siłą polityczną. Czerwono-czerwono-zielony sojusz mógłby utworzyć rząd.

– W takim wypadku kanclerzem musiałby zostać ktoś z Zielonych. Tylko pod takim warunkiem Zieloni mogliby rozważać swój udział w roli wiodącego partnera w koalicji rządowej – zwraca uwagę „Rzeczpospolitej" Jochen Staadt, politolog z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie. Byłaby to oferta niezwykle dla Zielonych kusząca.

Wielkie ryzyko

To wszystko nie jest bynajmniej dzieleniem skóry na niedźwiedziu. SPD może jednym posunięciem doprowadzić do przedterminowych wyborów do Bundestagu w najbliższych miesiącach. Wystarczy wyjście z obecnej wielkiej koalicji z CDU/CSU i rząd Angeli Merkel przestanie istnieć. Chyba że pani kanclerz udałoby się zmontować sojusz z udziałem FDP i Zielonych, co jest mało prawdopodobne.

– Mogę jedynie namawiać SPD, aby mocniej podkreślała swe osiągnięcia w obecnej koalicji i nie łamała sobie głowy, czy więcej osób odda na nas głosy, jeżeli przejdziemy do opozycji – ostrzega premier Brandenburgii Dietmar Woidke swą partię przed rozbiciem rządu Merkel.

1 września odbędą się w Brandenburgii wybory do lokalnego parlamentu i wygląda na to, że SPD poniesie dotkliwą porażkę, sondaże dają jej 17–18 proc i trzecie miejsce (pięć lat temu zwyciężyła, zdobywając 32 proc.). Tego samego dnia w wyniku wyborów w sąsiedniej Saksonii SPD ma szanse wypaść z koalicji z CDU.

Umocni to zapewne w partii siły opowiadające się za opuszczeniem rządu federalnego Angeli Merkel. Ale kryje się za tym ryzyko, iż pani kanclerz zdoła namówić do współpracy ze swym ugrupowaniem Zielonych i z koalicji lewicowo-zielonej nic nie będzie.

Rządu chadeków i Zielonych też na szczeblu federalnym jeszcze w Niemczech nie było. Ale Merkel myślała już o nim trzy lata temu, namawiając swe ugrupowanie do głosowania w Bundestagu za legalizacją małżeństw jednopłciowych. Zieloni walczyli o to latami, podobnie jak o ochronę klimatu, na którym to polu także mogliby się porozumieć z konserwatystami z partii Merkel.

Angela Merkel wraca niebawem z urlopu we Włoszech do już nieco innych Niemiec niż w chwili, gdy je opuszczała. W obozie SPD, partnera w jej koalicyjnym rządzie, rozpoczęła się właśnie debata na temat, który do tej pory był swego rodzaju tabu. Chodzi o to, czy najstarsza niemiecka partia może wejść w sojusz z postkomunistami z ugrupowania Die Linke (Lewica).

Wspólnie z Zielonymi koalicja taka miałaby szanse na utworzenie rządu koalicyjnego i odsunięcie od władzy CDU, która pod kierownictwem Angeli Merkel sprawuje nieprzerwanie władzę od 2005 roku wspólnie z bawarską CSU oraz – z wyjątkiem czterech lat – z SPD w postaci tzw. wielkiej koalicji. Socjaldemokratom taki sojusz wyraźnie nie służy.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Afera zegarkowa w MON. Mariusz Błaszczak: Trzeba wyciągnąć konsekwencje
Polityka
Zmiana prokuratorów od Pegasusa i ogromna presja na sukces
Polityka
Wybory do Parlamentu Europejskiego: Politycy PO na żelaznej miotle fruną do Brukseli
Polityka
Co z Ukraińcami w wieku poborowym, którzy przebywają w Polsce? Stanowisko MON
Polityka
Sejm podjął decyzję w sprawie języka śląskiego