Trzymać katolików w ryzach

Na celowniku władz znalazł się kościół św. Szymona i św. Heleny. To twierdza wolności w białoruskiej stolicy.

Publikacja: 13.07.2020 18:37

Trzymać katolików w ryzach

Foto: shutterstock

Parafianie najbardziej rozpoznawalnej katolickiej świątyni w Mińsku rozpoczęli zbiórkę podpisów pod pismem skierowanym do rządzącego od ponad ćwierćwiecza prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Domagają się zwrotu kościoła, który zgodnie z decyzją władz stolicy od 2013 roku należy do miejskiej spółki komunalnej. Parafia wielokrotnie zwracała się do ratusza z prośbą o zwrot mienia (zgodnie z konkordatem), ale wszystko na nic.

Zarządzająca świątynią spółka obciążyła w ostatnich miesiącach wiernych dużymi podatkami od gruntu i mienia, które w świetle białoruskiego prawa „amortyzuje parafia". Obecnie chodzi o ponad 156 tys. rubli długu (równowartość 96 tys. złotych), spółka domaga się, by parafia miesięcznie płaciła 13 tys. rubli (równowartość niemal 8 tys. złotych). Twierdzi, że wszystko jest zgodne z prawem i te pieniądze nie trafiają do spółki, lecz do państwa.

– Czemu kościół powinien płacić państwu za to, że jest wykorzystywany? Za co powinniśmy płacić naszemu państwu 13 tys. rubli miesięcznie? Za to, że modlimy się we własnym kościele? Za to, że wychwalamy Boga, powinniśmy płacić takie pieniądze? Brak słów – przemawiał podczas niedzielnego kazania jeden z duchownych parafii ks. Stanisław Stanieuski.

– Kościół nigdy nie należał do państwa, mamy rozdział Kościoła od państwa – przemawiał. Dodał, że „Sługa Boży Edward Woyniłłowicz budował kościół tylko dla ludzi, by mogli tu wychwalać Boga". Polski i białoruski działacz społeczny ufundował kościół na cześć swoich zmarłych dzieci Szymona i Heleny w 1905 roku. Wybudowano go na podstawie projektu polskiego architekta Tomasza Pajzderskiego, który ma na swoim koncie także m.in. hotel Bazar w Poznaniu.

Po rewolucji bolszewickiej został zamknięty, w czasach komunistycznych (z wyjątkiem okresu okupacji niemieckiej) było tam kino. Powrócił do parafian tuż przed upadkiem ZSRR w 1990 roku.

Dzisiaj świątynia jest nie tylko jednym z najbardziej rozpoznawalnych i charakterystycznych symboli białoruskiej stolicy. To jedyne miejsce w Mińsku, gdzie na zewnątrz można podziwiać billboard z wizerunkiem Jana Pawła II, przy kościele działa biblioteka im. Adama Mickiewicza i teatr młodzieżowy.

To jedyna katolicka świątynia w stolicy Białorusi, gdzie codziennie jest odprawiana co najmniej jedna msza w języku polskim (w niedziele dwa polskojęzyczne nabożeństwa i po łacinie).

To bardzo ważne miejsce nie tylko dla Polski, ale również dla środowiska demokratycznego na Białorusi. Przez lata rządów Łukaszenki świątynia stała się twierdzą wolności, gdyż znajduje się w samym centrum miasta i wśród budynków rządowych stolicy (obok administracji Mińska, parlamentu, budynku rządu oraz CKW). Była milczącym świadkiem wielu antyrządowych protestów. W 2010 roku znalazła się w centrum uwagi, gdy świat obiegły zdjęcia zgromadzonych na schodach świątyni manifestantów, otoczonych ze wszystkich stron przez funkcjonariuszy OMON-u, którzy brutalnie rozpędzali powyborcze protesty.

Kościół katolicki na Białorusi sprawy nie komentuje i woli zachować ciszę. – Na razie nikt nas ze świątyni nie wygania, ale gdyby do tego doszło, będziemy alarmować – mówi rozmówca „Rzeczpospolitej".

Parafianie najbardziej rozpoznawalnej katolickiej świątyni w Mińsku rozpoczęli zbiórkę podpisów pod pismem skierowanym do rządzącego od ponad ćwierćwiecza prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Domagają się zwrotu kościoła, który zgodnie z decyzją władz stolicy od 2013 roku należy do miejskiej spółki komunalnej. Parafia wielokrotnie zwracała się do ratusza z prośbą o zwrot mienia (zgodnie z konkordatem), ale wszystko na nic.

Zarządzająca świątynią spółka obciążyła w ostatnich miesiącach wiernych dużymi podatkami od gruntu i mienia, które w świetle białoruskiego prawa „amortyzuje parafia". Obecnie chodzi o ponad 156 tys. rubli długu (równowartość 96 tys. złotych), spółka domaga się, by parafia miesięcznie płaciła 13 tys. rubli (równowartość niemal 8 tys. złotych). Twierdzi, że wszystko jest zgodne z prawem i te pieniądze nie trafiają do spółki, lecz do państwa.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Europoseł PiS mówi, że "to jest już inna UE". Czy Polska powinna ją opuścić?
Polityka
Sondaż: Nowy lider rankingu zaufania. Rośnie nieufność wobec Szymona Hołowni
Polityka
Donald Tusk chory, ma zapalenie płuc. I wskazuje datę rekonstrukcji rządu
Polityka
Exposé Radosława Sikorskiego w Sejmie. Szef MSZ: Znaki na niebie i ziemi zwiastują nadzwyczajne wydarzenia
Polityka
Polska może wyjść z procedury z art. 7 jeszcze przed wyborami do Parlamentu Europejskiego