Wybór RPO ma się odbyć za dwa tygodnie, bo kadencja obecnej rzecznik prof. Ireny Lipowicz upływa 21 lipca. Pełni ona tę funkcję od 2010 roku i jeszcze w maju pisaliśmy w „Rzeczpospolitej", że urzędowanie może przedłużyć o kolejną kadencję. Lipowicz zgłosiła chęć kandydowania, choć wypracowany przez lata obyczaj nakazuje rzecznikowi po pięciu latach złożyć urząd.
Rzecznik cieszyła się początkowo poparciem PO, ale sytuacja zmieniła się po wyborach. – Powodem jest to, że Lipowicz i premier Ewa Kopacz za sobą nie przepadają. Jej łącznikiem z Platformą był Bronisław Komorowski – wyjaśnia jeden z polityków PO.
W efekcie przed tygodniem Platforma zgłosiła na RPO wiceprezesa Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka dr. Adama Bodnara. Pod kandydaturą podpisali się też posłowie SLD, a wcześniej poparło ją około 50 organizacji pozarządowych, głównie lewicowych.
Powód? Bodnar nie ukrywa lewicowego światopoglądu. Przed dwoma tygodniami mówił „Rzeczpospolitej", że jest „jednoznacznym zwolennikiem małżeństw homoseksualnych", które „powinny mieć prawo do adopcji". Jako działacz Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka zaangażował się w sprawę Alicji Tysiąc, której odmówiono aborcji mimo przesłanek medycznych. Walczył też w Strasburgu o uznanie nielegalności decyzji byłego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego, który zakazał Parady Równości.
Dlatego decyzja o wystawieniu Bodnara spowodowała bunt konserwatystów w PO. Partyjne władze zaczęły się zastanawiać nad zmianą kandydatury głównie za sprawą sytuacji w Senacie. Do wyboru RPO potrzebna jest decyzja obu izb. Jednak w Senacie, w odróżnieniu od Sejmu, głosowania w sprawach personalnych są tajne. Klubowym władzom trudniej tam pilnować dyscypliny.