Chiński minister spraw zagranicznych Wang Yi nazwał szczyt „tworzeniem nowej historii". Rzecznik ministerstwa natychmiast, nie czekając na przybycie do Pekinu amerykańskiego sekretarza stanu Mike'a Pompeo, powiedział, że w tej sytuacji „powinny zostać złagodzone międzynarodowe sankcje" przeciw Korei Płn. Pekin jest głównym partnerem handlowym Pjongjangu i poniósł największe straty z powodu sankcji.

Z kolei rosyjski wiceminister spraw zagranicznych Siergiej Riabkow, nim jeszcze Trump wyjechał z Singapuru, oświadczył, że Moskwa chce współuczestniczyć w procesie denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego. – My nie tylko powitamy (porozumienie – red.), ale i okażemy maksymalne współdziałanie – zapewnił. Na początku czerwca Moskwa sugerowała, że Kim Dzong Un przyjedzie tam prawdopodobnie we wrześniu.

Rosyjscy eksperci zaś przyjęli dokument podpisany przez obu przywódców ze zdziwieniem.

– Do ostatniej chwili mieliśmy wrażenie, że wszystkie atuty są w ręku Amerykanów. Biorąc pod uwagę, że strona północnokoreańska – pod groźbą zerwania spotkania – zwróciła się do USA z prawie poniżającą prośbą o jego przeprowadzenie, można było się spodziewać, że Kim gotów jest iść na ustępstwa. Tymczasem uniknął ich (...), a w dokumencie nie ma ani słowa o konkretnych krokach denuklearyzacyjnych, np. przekazaniu USA lub jakiemuś krajowi trzeciemu koreańskiego wzbogaconego plutonu. (...) Znajdując się w bardzo trudnym położeniu, Koreańczykom udało się ograć Amerykanów. Tę rundę wygrali do zera – podsumował Andriej Łanskoj, ekspert Klubu Wałdaj.