Armenia nie zerwie sojuszu

Niezależnie od tego, jak zakończy się obecny kryzys, Erywań wciąż pozostanie pod wpływem Moskwy.

Aktualizacja: 03.05.2018 21:41 Publikacja: 03.05.2018 21:01

Armenia nie zerwie sojuszu

Foto: AFP

Wszystko wskazuje na to, że następnym premierem Armenii zostanie deputowany parlamentu Nikol Paszynian, który stoi na czele trwających od kilku tygodni wielotysięcznych protestów.

Zgromadzenie Narodowe będzie wybierało nowego szefa rządu 8 maja. Paszynian wezwał swoich zwolenników do zaprzestania protestów i przygotowuje się do premierostwa. Zapowiada, że wiele może się zmienić, ale nie polityka zagraniczna kraju.

– Armenia i Rosja są partnerami strategicznymi i sojusznikami. Armenia pozostanie w Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej (należą do niej również Rosja, Białoruś, Kazachstan i Kirgizja – red.). Pozostaniemy w Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB – sojusz militarny Armenii, Białorusi, Kazachstanu, Rosji, Kirgizji i Tadżykistanu – red.). Rosyjska baza wojskowa pozostanie w Armenii, a rosyjscy pogranicznicy nadal będą strzec armeńsko-tureckiej granicy – oznajmił Paszynian w rozmowie z rosyjskim dziennikiem „Kommiersant".

Zasugerował w ten sposób, że w odróżnieniu od Ukrainy, gdzie wszystkie dotychczasowe rewolucje odmieniały politykę zagraniczną kraju, Armenia nadal pozostanie ostatnim bastionem Rosji na Kaukazie. Co ciekawie, Paszynian stoi na czele partii Yelk, co w języku ormiańskim oznacza „Wyjście". Ugrupowanie powstało w grudniu 2016 roku i od tamtej pory opowiadało się za opuszczeniem zdominowanej przez Moskwę Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej i za integracją z Unią Europejską.

– Paszynian wysłał do Moskwy takie sygnały, by Rosja nie przeszkadzała i nie ingerowała w nasze sprawy. Gdy zostanie premierem, będzie próbował przebudować nasze relacje. Dotychczasowa ekipa rządząca doprowadziła do tego, że Armenia stała się niewolnikiem Moskwy – mówi „Rzeczpospolitej" czołowy armeński politolog Stepan Grigorian. Zaznacza jednak, choć zmiany mogą dotknąć gospodarczych relacji pomiędzy Erywaniem a Moskwą, to kwestie militarne pozostaną bez zmian. – Rosyjscy żołnierze pozostaną w Armenii, dopóki nie zostanie rozwiązany konflikt z Turcją i Azerbejdżanem – mówi.

Nic jednak nie wskazuje na to, by Armenia i Turcja szybko znalazły wspólny język w sprawie ludobójstwa Ormian przez Imperium Osmańskie. Pomiędzy krajami nie ma stosunków dyplomatycznych i granica pozostaje całkowicie zamknięta. Od lat strzegą ją funkcjonariusze Federalnej Służby Bezpieczeństwa Rosji. Ale to niejedyny problem Erywania. Nie widać też końca tlącego się od ponad ćwierćwiecza konfliktu o Górski Karabach z Azerbejdżanem. A to oznacza, że stacjonująca w Giumri 102. rosyjska baza pozostanie w Armenii na długo.

– Gdyby rosyjska armia stamtąd się wycofała, a Armenia opuściłaby ODKB, Azerbejdżan przy pomocy Turcji odebrałby Armenii Górski Karabach – mówi „Rzeczpospolitej" Siergiej Markow, rosyjski politolog blisko związany z Kremlem. – Oznaczałoby to wojnę na dużą skalę – dodaje.

Wszystko wskazuje na to, że następnym premierem Armenii zostanie deputowany parlamentu Nikol Paszynian, który stoi na czele trwających od kilku tygodni wielotysięcznych protestów.

Zgromadzenie Narodowe będzie wybierało nowego szefa rządu 8 maja. Paszynian wezwał swoich zwolenników do zaprzestania protestów i przygotowuje się do premierostwa. Zapowiada, że wiele może się zmienić, ale nie polityka zagraniczna kraju.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Łukaszenko oskarża Zachód o próbę wciągnięcia Białorusi w wojnę
Polityka
Związki z Pekinem, Moskwą, nazistowskie hasła. Mnożą się problemy AfD
Polityka
Fińska prawica zmienia zdanie ws. UE. "Nie wychodzić, mieć plan na wypadek rozpadu"
Polityka
Jest decyzja Senatu USA ws. pomocy dla Ukrainy. Broń za miliard dolarów trafi nad Dniepr
Polityka
Argentyna: Javier Milei ma nadwyżkę w budżecie. I protestujących na ulicach