Wiktar Babaryka, były prezes Biełgazprombanku, był uważany latem ubiegłego roku za czołowego rywala Łukaszenki. Nie dopuszczono go do sierpniowych wyborów, a od tamtej pory znajduje się w areszcie KGB. Stawiane mu zarzuty mogą oznaczać nawet 15 lat łagrów. W poniedziałek zwrócił się z apelem do Białorusinów i ogłosił utworzenie partii politycznej Wmeste (Razem). Tego samego dnia uruchomiona została strona internetowa nowego ugrupowania i rozpoczęła się rejestracja członków. Utworzenie takiej partii jego najbliższa współpracowniczka Maria Kalesnikawa ogłosiła pod koniec sierpnia, ale kilka dni później została aresztowana, a sprawa ucichła. Teraz dzięki pozostającym na wolności członkom dawnego sztabu wyborczego Babaryki rusza z nową siłą. Ale budzi spore wątpliwości.

– To prowadzi do niszczenia ruchu antyreżimowego i de facto oznaczałoby derewolucjonizację trwających na Białorusi procesów politycznych – mówi „Rzeczpospolitej" Paweł Usow, niezależny białoruski politolog. – Pamiętajmy też o tym, co zrobiono z Radą Koordynacyjną, część członków wypchnięto z kraju, a część podporządkowały sobie służby. Poza tym utworzenie tej partii byłoby mocnym ciosem w przebywającą na Litwie Swiatłanę Cichanouską, straciłaby wizerunek czołowej działaczki na rzecz Babaryki – twierdzi.

Zwłaszcza że 18 marca Cichanouska inicjowała plebiscyt dotyczący rozpoczęcia rozmów pokojowych z reżimem w sprawie nowych wolnych wyborów za pośrednictwem organizacji międzynarodowych. I poprosiła o wsparcie rodaków. Poprzez odpowiednią platformę „Gołos" w komunikatorze Telegram zrobiło to już ponad 750 tys. Białorusinów. Ale nasi rozmówcy wskazują, że w środowisku demokratycznym nie było wspólnego zdania na ten temat, a wielu przeciwników reżimu było zaskoczonych, podobno jak wtedy, gdy Cichanouska zapowiadała ogólnokrajowe strajki, nie konsultując tego m.in. ze związkami zawodowymi. Spore nadzieje pokładano w masowych protestach z okazji obchodzonego 25 marca „Dnia woli", do których miało dojść w weekend. Ale doszło jedynie do zatrzymania kilkuset najodważniejszych.

– Nic dziwnego, gdyż za udział w protestach można dostać kilka lat łagrów. Białorusini potrzebują nowych pomysłów na walkę z reżimem – mówi „Rzeczpospolitej" Aliaksandr Klaskouski, znany miński analityk. – Ale inicjatywa Babaryki może jedynie spowodować nowe zgrzyty w środowisku demokratycznym – dodaje.

Poza granicami Białorusi, oprócz biura Cichanouskiej w Wilnie, od jesieni w Warszawie działa Narodowy Zarząd Antykryzysowy (NAU), na czele którego stoi były minister kultury (niegdyś ambasador w Polsce) Paweł Łatuszka. Białorusini w Warszawie mówią o współpracy z Wilnem, ale rzeczywistość jest inna. – Mamy chłodne relacje i gdyby konflikt narastał, dyktator mógłby świętować zwycięstwo – zdradza „Rzeczpospolitej" czołowy przedstawiciel jednego z tych ośrodków.