Rada Federacji (odpowiednik polskiego Senatu) proponuje wprowadzić odpowiedzialność karną dla obcokrajowców, którzy „ingerują w wewnętrzne sprawy Rosji". Sprawą zajmuje się powołana latem ubiegłego roku senacka komisja ds. obrony suwerenności państwowej, która przedstawiła podsumowujący swoją działalność raport.

Część raportu jest tajna, ale z jawnej wynika, że to USA najbardziej zagrażają rosyjskiej suwerenności. Przewodniczący komisji Andriej Klimow na specjalnie zwołanej konferencji prasowej oświadczył, że Waszyngton robi wszystko, by obniżyć frekwencję w zbliżających się wyborach prezydenckich, tym samym doprowadzając do „eskalacji sytuacji politycznej" w kraju. Według niego zajmuje się tym aż 700 funkcjonariuszy CIA.

Rosyjscy senatorowie twierdzą, że odpowiednie służby powinny skuteczniej walczyć z „zagraniczną propagandą". Pod koniec 2017 r. wiele niezależnych mediów w Rosji wpisano na listę zagranicznych agentów. Znalazły się na niej m.in. Radio Wolna Europa i Głos Ameryki. Mimo to komisja Klimowa uważa, że „fabrykowane na Zachodzie informacje" wciąż oddziałują na rosyjskie społeczeństwo.

– Zachód tworzy fake newsy, poprzez które próbuje się dyskredytować działania Rosji – powiedział senator Konstantin Kosaczow. Jak twierdzi, rodzice powinni zwracać uwagę na to, czym się interesują ich dzieci. Według niego Zachód próbuje kształtować światopogląd rosyjskiej młodzieży poprzez sieci społecznościowe. – Trwa walka o pokolenie, które po raz pierwszy zagłosuje nie na tych, ale już na przyszłych wyborach prezydenckich – mówił.

– Członkowie tej komisji próbują udowodnić, że zajmują się pożyteczną sprawą, a chodzi jedynie o to, by zwrócić na siebie uwagę Kremla – mówi „Rzeczpospolitej" rosyjski politolog Nikołaj Pietrow. – To dobrze obrazuje stan rosyjskich elit politycznych – dodaje.