Przez ponad dwa lata rządów PiS codziennością stał się konflikt z Brukselą. I to na licznych frontach – od Komisji Europejskiej i kwestii praworządności po kolejne debaty i rezolucje w Parlamencie Europejskim. Wszystko to okazało się poważnym politycznym problemem dla PiS, ale i opozycji. Bo na gruncie krajowym politycy partii Jarosława Kaczyńskiego sprawnie wykorzystują przeciwko niej – zwłaszcza Platformie – działania i słowa ich polityków na arenie międzynarodowej. Dopiero niedawno partia Grzegorza Schetyny zaczęła zmieniać podejście.
Platforma przez lata pozwalała na to, by PiS definiowało jej podejście europejskie jako „donoszenie na Polskę", wykorzystując przeciwko PO słowa o „ulicy i zagranicy", które miał wypowiedzieć Grzegorz Schetyna na jednym z zamkniętych spotkań w trakcie wewnętrznej kampanii wyborczej. PiS zadanie ułatwiły ostre wypowiedzi niektórych europosłów PO czy też np. głosowanie „za" rezolucją zawierającą poparcie dla sankcji wobec Polski.
Dopiero niedawno PO zaczęła modyfikować swój kurs. Lider Platformy w ubiegłym tygodniu stwierdził, że wiązanie praworządności z funduszami spójności jest błędem. Zarząd partii rekomendował, by europosłowie PO nie brali udziału w głosowaniu w sprawie kolejnej rezolucji o Polsce, pięcioro z nich jednak się wyłamało. Samo w sobie pokazuje to, jak problematyczna nawet dla własnej partii jest nowa strategia. I jak bardzo niezależna od centrali jest część delegacji w PE.
Platforma chce też pokazywać skuteczność na forum europejskim poprzez działania równoległe z rządem na rzecz unijnego budżetu. Dla strategów PO potencjalne problemy PiS w tej właśnie sferze mogą być kluczowym argumentem w serii najbliższych kampanii wyborczych.
Ale dla wyborców „rdzeniowych" PO jakiekolwiek ustępstwa mogą być sygnałem słabości. Dla wyborców PiS i polityków tej partii to okazja do pokazania, że strategia rządu wobec Brukseli jest słuszna, skoro zgadza się z nią opozycja. To największe ryzyko. Jeśli PO uzna, że nie wygra wyborów bez centrum, to może w najgorszym razie zdemobilizować w tym samym czasie własny elektorat i pokazać, że ulega naporowi PiS. W najlepszym wariancie może z sukcesem odebrać partii rządzącej niektórych wyborców, którzy byli kluczowi dla jej zwycięstwa. Ale PO nie może zabraknąć ani zręczności, ani konsekwencji w tym podejściu.