Śledczy z Instytutu Pamięci Narodowej w asyście policji weszli do domu wdowy po gen. Wojciechu Jaruzelskim w poniedziałek przed południem.
Agnieszka Sopińska-Jaremczak, rzecznik prasowy Instytutu, przyznaje, że prokurator nie informował prezesa IPN o tym, że podejmuje czynności w domu wdowy po generale. Zapewniała też, że Instytut wyda w tej sprawie specjalny komunikat, ale nie pojawił się on do czasu zamknięcia tego wydania „Rzeczpospolitej".
Według nieoficjalnych informacji pion śledczy IPN miał szukać u generała dokumentów na temat tajnego informatora Informacji Wojska Polskiego o pseudonimie Wolski. Z ujawnionych przed dekadą przez media dokumentów z archiwum IPN wynikało, że pod pseudonimem tym miał się ukrywać właśnie generał Jaruzelski, który w latach 1949–1954 współpracował jako agent z Informacją Wojskową. Sam Jaruzelski zaprzeczał doniesieniom o takiej współpracy i nazywał je pomówieniami. Jednak przed rokiem pion śledczy IPN wszczął w tej sprawie śledztwo.
Do przeszukania domu gen. Jaruzelskiego z rezerwą podchodzi historyk prof. Andrzej Paczkowski. – To jest robienie kipiszu u osób, u których może nic nie być. I to wtedy jest jednak szykanowanie osób, wkraczanie do mieszkań, naruszanie miru domowego – stwierdził Paczkowski.
Zastrzegł jednak, że jeśli prokurator zdecydował się przeszukać dom Jaruzelskiego, to musiał mieć ku temu jakieś podstawy.