Hikmet Hajiyev: Przyjaźnimy się jednocześnie z Rosją i NATO

- Bezpieczeństwo energetyczne jest jednym z kluczowych elementów niepodległości kraju – mówi „Rzeczpospolitej” Hikmet Hajiyev, doradca prezydenta Azerbejdżanu ds. współpracy międzynarodowej.

Publikacja: 16.02.2020 21:00

Hikmet Hajiyev

Hikmet Hajiyev

Foto: Archiwum administracji prezydenta Azerbejdżanu

Rzeczpospolita: Na początku lutego dowódca wojsk USA i NATO w Europie Tod D. Walters spotykał się w Baku z szefem Sztabu Generalnego rosyjskiej armii Walerijem Gierasimowym. Dlaczego w Baku?

Hikmet Hajiyev: To już jest siódme, albo nawet ósme tego typu spotkanie. To świadczy o tym, że Azerbejdżan prowadzi niezależną politykę zagraniczną. Mamy bardzo dobre relacje strategiczne z Rosją, ale jednocześnie mamy bardzo dobre stosunki z NATO w ramach programu Partnerstwo dla Pokoju. Udostępniamy naszym partnerom placówkę, gdzie wszystkie strony czują się komfortowo.

Amerykański generał nie szczędził komplementów pod adresem władz w Baku. Stwierdził, że Azerbejdżan jest „niezawodnym partnerem NATO". Co łączy Azerbejdżan z sojuszem?

Nasza współpraca z NATO trwa już niemal ćwierć wieku. Azerbejdżańscy żołnierze uczestniczą w ćwiczeniach NATO, wdrażamy standardy sojuszu w naszej armii. Współpracujemy w różnych dziedzinach. Jedna z nich, to program Individual Partnership Action Plan, który określa współpracę polityczną, wojskową oraz w kwestiach bezpieczeństwa. Współdziałamy z Sojuszem w ramach różnych międzynarodowych operacji pokojowych. Nasi żołnierze wspólnie z żołnierzami NATO służą w Afganistanie, chodzi o 132 żołnierzy i oficerów azerbejdżańskich. Zabezpieczamy wsparcie tranzytowo-logistyczne siłom państw NATO w ramach misji w Afganistanie. Wcześniej azerbejdżańska armia uczestniczyła w operacji pokojowej w Kosowo. To dlatego przedstawiciele NATO nazywają Azerbejdżan „niezawodnym partnerem" i my to bardzo cenimy. To wzajemnie opłacalne partnerstwo i wzajemny szacunek.

O integracji z NATO od lat mówią Gruzini i Ukraińcy. Pierwsi stracili część terytorium w 2008 roku, drudzy – w 2014 roku. Jak taka współpraca udaje się władzom w Baku bez kolizji z interesami Moskwy?

Wszystko co robimy, robimy otwarcie. Nigdy nie mieliśmy planów i nie mówiliśmy o wstąpieniu Azerbejdżanu do NATO. Prowadzimy pragmatyczną politykę. Czy NATO jest gotowe na taki scenariusz? Nie. Azerbejdżan również do tego nie jest gotowy. Czy to jest nam potrzebne? Nie jest. Jesteśmy partnerami i zależy nam na wzajemnie opłacalnej współpracy. Azerbejdżan jest członkiem Ruchu Niezaangażowanych i nie należy do żadnych bloków wojskowych. Po II wojnie światowej Stalin miał jedną zasadę: jeżeli nie jesteś z nami, jesteś przeciwko nam. Azerbejdżan jest przeciwko takim praktykom w polityce międzynarodowej. Trzecia opcja zawsze jest możliwa.

Czy łatwo byłoby manewrować w polityce międzynarodowej, nie mając bogatych złóż ropy i gazu?

To ma znaczenie, ponieważ bezpieczeństwo energetyczne jest jednym z kluczowych elementów niepodległości kraju. Azerbejdżan ma energetyczny potencjał i zapewnia bezpieczeństwo energetyczne nie tylko sobie, ale i swoim partnerom, również z państw europejskich.

Czy ktoś w Azerbejdżanie wspomina jeszcze o Partnerstwie Wschodnim?

Cenimy ten projekt, ale od początku powiedzieliśmy, że stosowanie jednego podejścia do wszystkich państw nie zadziała. Państwa są różne, z odmiennymi ambicjami i oczekiwaniami. Dlatego stawiamy na dwustronne relacje z Unią Europejską. Jeżeli chodzi o współpracę energetyczną, to Azerbejdżan jest strategicznym partnerem UE. Ropa i gaz, który eksportuje Azerbejdżan, płyną głównie w kierunku europejskim. Zbliżamy się do podpisania porozumienia o partnerstwie, już 90 proc. dokumentu jest gotowe. Pozostało uregulować kilka kwestii.

A czy odbijają się na współpracy Azerbejdżanu z Europą raporty międzynarodowych organizacji, takich jak Amnesty International, w których można przeczytać o łamaniu praw człowieka w Azerbejdżanie i więźniach politycznych?

Ostatnio, gdy wybierałem się z wizytą do jednego z europejskich państw, mój znajomy powiedział mi, że jadę do Europy, w której panuje antysemityzm, islamofobia i gdzie policjanci zabijają ludzi. Nie warto patrzeć na kraje przez pryzmat stereotypów. Jest pan w Azerbejdżanie, naród żyje normalnie i wszystkie prawa są zapewnione. Baku jest bardzo bezpiecznym miastem, tu wszyscy żyją w zgodzie niezależnie o wyznania i poglądów. Coraz więcej jest kobiet w polityce. Niestety, wobec Azerbejdżanu jest prowadzona jakaś propagandowa działalność w europejskiej prasie.

Wróćmy do polityki zagranicznej. Jaka jest rola Ankary w tym, że Baku udaje się lawirować pomiędzy NATO a Rosją?

Mamy bratnie relacje z Turcją, która odgrywa w regionie ogromne znaczenie. Od początku naszej współpracy z NATO Turcja odgrywała w tym procesie dużą rolę. Nasze relacje z Turcją nie odbijają się jednak na stosunkach z państwami trzecimi, prowadzimy niezależną politykę zagraniczną i szanujemy naszych przyjaciół. Budujemy nasze relacje z Rosją na podstawie tych tradycji, które ukształtowały się pomiędzy naszymi krajami. Jednocześnie współpracujemy z Turcją we wszystkich dziedzinach. Gdy w 2016 roku w Syrii turecki myśliwiec zestrzelił rosyjski bombowiec, Azerbejdżan wykorzystał wszystkie możliwości dyplomatyczne by nie doszło do eskalacji.

Prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew zadzwonił wtedy do Putina i Erdogana?

Nie znam takich szczegółów. Zrobiliśmy wszystko, co trzeba było zrobić. Mamy strategiczne relacje zarówno z Ankarą tak i z Moskwą, a turecko-rosyjska współpraca ma ogromne znaczenie dla bezpieczeństwa na Kaukazie oraz w regionie Morza Czarnego.

A jakie nastroje panowały w Baku w marcu 2014 roku gdy Rosja anektowała ukraiński Krym?

Mamy bardzo przyjacielskie relacje z Ukrainą, żyliśmy razem w ramach jednego państwa - Związku Radzieckiego. Jeżeli chodzi o Krym, Azerbejdżan wypowiedział swoje zdanie w ONZ, popieramy integralność terytorialną i suwerenność Ukrainy. Ukraina również popiera naszą integralność terytorialną i suwerenność.

Ma pan pewnie na myśli Górski Karabach, którego niepodległość uznaje jedynie oderwane od Gruzji Abchazja i Osetia Południowa. W świetle prawa międzynarodowego jest częścią Azerbejdżanu, ale de facto znajduje się pod kontrolą Armenii, która jest sojusznikiem militarnym Rosji. Skomplikowana sytuacja, gdy sojusznik jest sojusznikiem wroga.

Niegdyś mój jeden polski przyjaciel porównał obecną geopolityczną sytuację, w której znajduje się Azerbejdżan, z sytuacją w której niegdyś znajdowała się I Rzeczpospolita. Dlatego stawiamy na regionalną współpracę i relacje dwustronne. Mamy bardzo dobre relacje z Turcją, Iranem, Rosją i Gruzją. W zasadzie ze wszystkimi sąsiadami, za wyjątkiem Armenii. Dlatego, że Armenia okupowała terytorium Azerbejdżanu czyli 20 proc. powierzchni naszego kraju. Odpowiedzialność za to w świetle prawa międzynarodowego ponosi Armenia, świadczą o tym już cztery rezolucje ONZ. Liczymy jednak, że prędzej czy później dojdziemy do zakończenia tego konfliktu.

A czy łatwiej byłoby rozwiązać konflikt, gdyby Erywań nie należał do Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB) i gdyby na terytorium Armenii nie było rosyjskich baz wojskowych?

Uważamy, że Rosja jest zainteresowana w jak najszybszym uregulowaniu tego konfliktu. Rosyjskie władze przykładają się do tego by rozmowy pokojowe w ramach Grupy Mińskiej OBWE były kontynuowane. Rosja ma historyczne relacje zarówno z Azerbejdżanem jak i z Armenią. Gdyby nagle doszło do eskalacji w naszym regionie, to negatywnie odbiłoby się na sytuacji na rosyjskim Kaukazie Północnym. Oprócz Rosji w rozmowach pokojowych uczestniczy również Francja i Stany Zjednoczone. Armenia czuje się komfortowo, okupowała terytorium i zachowuje status quo, nie przestrzegając zawartych wcześniej porozumień. To jest wyzwaniem dla wszystkich pozostałych członków Grupy Mińskiej OBWE by wymagać wykonania tych kroków od Armenii. Powinniśmy dążyć do kompromisu i poszukiwać punktów zaczepienia.

Konflikt w Górskim Karabachu zaczął się jednak jeszcze przed upadkiem Związku Radzieckiego i był jedną z przyczyn masowych protestów w Baku w styczniu 1990 roku, brutalnie stłumionych przez armię radziecką. Niedawno w Azerbejdżanie obchodzono 30. rocznicę „czarnego stycznia". Jak dzisiaj w Baku interpretują tamte tragiczne wydarzenia?

Uważamy, że winę osobiście ponosi Michaił Gorbaczow. Najpierw ogłoszono stan wyjątkowy, a później wysłano tu tysiące żołnierzy. Nawet wykorzystywano lotnictwo, ze wszystkiej możliwej broni nie użyto tylko artylerii. Wszystko po to, by zachować Związek Radziecki. Chcieli zastopować dążenia narodu azerbejdżańskiego do niepodległości, zginęło wtedy ponad 140 osób, mordowano nawet dzieci. To dało jednak odwrotny efekt, to był już koniec ZSRR.

Przecież w 1990 roku Gorbaczow został laureatem Pokojowej Nagrody Nobla.

Do dzisiaj nie możemy tego zrozumieć. Nawet uważa się go za jakiś „symbol wolności". My zaś uważamy, że Gorbaczow powinien odpowiedzieć za zbrodnię wojenną gdyż wykorzystał siły zbrojne przeciwko ludności cywilnej. Jeżeli była zbrodnia, to powinna być kara.

Rzeczpospolita: Na początku lutego dowódca wojsk USA i NATO w Europie Tod D. Walters spotykał się w Baku z szefem Sztabu Generalnego rosyjskiej armii Walerijem Gierasimowym. Dlaczego w Baku?

Hikmet Hajiyev: To już jest siódme, albo nawet ósme tego typu spotkanie. To świadczy o tym, że Azerbejdżan prowadzi niezależną politykę zagraniczną. Mamy bardzo dobre relacje strategiczne z Rosją, ale jednocześnie mamy bardzo dobre stosunki z NATO w ramach programu Partnerstwo dla Pokoju. Udostępniamy naszym partnerom placówkę, gdzie wszystkie strony czują się komfortowo.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Kto przewodniczącym Komisji Europejskiej: Ursula von der Leyen, a może Mario Draghi?
Polityka
Władze w Nigrze wypowiedziały umowę z USA. To cios również w Unię Europejską
Polityka
Chiny mówią Ameryce, że mają normalne stosunki z Rosją
Polityka
Nowe stanowisko Aleksandra Łukaszenki. Dyktator zakładnikiem własnego reżimu
Polityka
Parlament Europejski nie uznaje wyboru Putina. Wzywa do uznania wyborów za nielegalne