Miało być wiele tysięcy, były setki. Demonstracja najbardziej wrogiej władzom w Teheranie irańskiej organizacji opozycyjnej przyciągnęła niewiele mniej dziennikarzy niż protestujących. Wiec odbył się pod Stadionem Narodowym, dokładnie tam, gdzie we czwartek będą obradowali uczestnicy spotkania bliskowschodniego, w tym szefowie dyplomacji USA, Izraela, proamerykańskich państw arabskich i co najmniej dziewięciu krajów UE.

Demonstracja odbyła się pod hasłem Wolny Iran. Organizator – Narodowa Rada Irańskiego Oporu (NCRI) – ściągnęła uczestników głównie z Niemiec, gdzie mieszka duża społeczność irańska. Przedstawiciel NCRI próbował przekonywać, że policzył wszystkich – jego zdaniem uczestników były trzy tysiące. W rzeczywistości było kilkuset. Nie przyjechała szefująca NCRI od 1993 roku Mariam Radżawi.

Organizacja, która uważa, że reżim ajatollahów trzeszczy w szwach, a ona jest dla niego „demokratyczną alternatywą" , cieszy się poparciem wielu ważnych polityków, amerykańskich, europejskich i arabskich, zwłaszcza niezajmujących już stanowisk.

W Warszawie było ich jednak tylko kilku, w tym najbardziej oklaskiwany Rudolph Giuliani, były burmistrz Nowego Jorku. Przemawiał też Marcin Święcicki, poseł PO, który podkreśla, że popiera tych, którzy walczą o prawa człowieka w Iranie.

Przed warszawską konferencją zwolennicy obalenia ajatollahów bardzo się uaktywnili. Także w sieciach społecznościowych. Pojawiły się tysiące wpisów z hasztagiem #WeSupportPolandSummit (Popieramy szczyt w Polsce). Ten drugi do środy po południu wystąpił na Twitterze ponad 14 tysięcy razy – obliczyło centrum monitoringu brytyjskiego nadawcy BBC, które wykryło, że większość z nich pochodziła zaledwie z ośmiu kont. Jego zdaniem w sztuczny sposób ma to wywołać niechęć do irańskiego reżimu.