Źródła rządowe w Rzymie mówią „Rzeczpospolitej", że 73-letni ekonomista, który od 2019 r. jest na emeryturze, długo opierał się przed podjęciem tak trudnego zadania. Nie chciał użerać się z włoską klasą polityczną. Dał się w końcu przekonać głowie państwa „z patriotycznych pobudek".
Teraz musi jednak zdobyć większość w 630-osobowym parlamencie. To zaś łatwe nie będzie. Na razie wiadomo, że poprze go umiarkowana, lewicowa Partia Demokratyczna (PD, 111 deputowanych) i umiarkowana, konserwatywna Forza Italia Silvio Berlusconiego (106 głosów). Beppe Grillo, założyciel radykalnego, lewicowego Ruchu Pięciu Gwiazd (M5S, 227 posłów), oświadczył, że „w żadnym wypadku" nie zgodzi się na technokratyczny rząd Mario Draghiego. Jednak zdaniem naszych rozmówców odmiennie sprawy widzi inny lider partii, a jednocześnie szef MSZ Luigi di Maio. Jest więc całkiem prawdopodobne, że na tle stosunku do propozycji prezydenta dojdzie do rozpadu partii.
Wiele wskazuje także na to, że od głosu wstrzyma się albo nawet udzieli swojego poparcia partia twardej prawicy Liga (124 deputowanych). Co prawda jej lider Mateo Salvini do tej pory parł do wyborów, bo sondaże dają mu wysokie poparcie, jednak jego ugrupowanie ma silne powiązania z biznesem na północy kraju, który liczy, że Draghi wyciągnie Włochy z ekonomicznego zamętu. Giancarlo Giorgetti, jeden z przywódców partii, otwarcie wspiera zresztą kandydata wysuniętego przez Mattarellę. Wiele wskazuje na to, że jego zdanie zwycięży.
Wiadomo natomiast, że przeciw nowemu rządowi opowiedzą się Bracia Włosi (FI, 33 deputowanych). Liderka ugrupowania Giorgia Meloni już powiedziała, że „kraj nie potrzebuje ekipy zrodzonej w laboratoriach, ale takiej, którą tworzą politycy".
Draghi jako prezes EBC zasłynął w 2012 r. deklaracją, że „zrobi wszystko, co potrzeba", aby uratować euro. Rynki to zinterpretowały jako gotowość do uruchomienia nieograniczonych nakładów na wykupienie krajów, którym groziło bankructwo, jak Włochy, Grecja czy Hiszpania. Włoch podjął taką decyzję mimo oporu Niemiec. Lata później pretensje do niego wciąż żywił ówczesny minister finansów Wolfgang Schäuble. Obwiniał go odpowiedzialnością za powstanie Alternatywy dla Niemiec (AfD). Ugrupowanie miało zrodzić się z frustracji wyborców zaniepokojonych o wartość swoich pieniędzy.