„Gdańszczanie w tych smutnych dniach znów pokazali, co znaczy solidarność i godność. A młodzi następcy Pawła zyskali powszechne uznanie i szacunek. Olu, prowadź nasze miasto. Tak wszyscy odczytujemy wolę Twojego Szefa" – napisał w poniedziałek wczesnym popołudniem na Twitterze Donald Tusk, szef Rady Europejskiej. To wskazanie jednoznacznie odczytali wszyscy liderzy opozycji. Platforma, PSL i Nowoczesna zadeklarowały w poniedziałek, że nie wystawią swoich kandydatów w Gdańsku i poprą Aleksandrę Dulkiewicz, obecnie komisarz w mieście. Wybory – potrzebne po tragicznej śmierci prezydenta Adamowicza – odbędą się 3 marca.
– Dulkiewicz wydaje się oczywistym następcą tego, co Paweł zostawił w Gdańsku – powiedział szef klubu PO Sławomir Neuamann w poniedziałek rano w Radiu ZET. Jak powiedział później w Sejmie, jeśli Dulkiewicz będzie chciała kandydować, to będzie miała poparcie wszystkich sił w mieście.
Po tragedii w Gdańsku powoli wracają też rozmowy w ramach opozycji co do tworzenia wspólnej listy w wyborach do PE i następnych.
– Zjednoczenie opozycji musi być. Musimy iść jednym frontem, który chce poszanowania prawa, szacunku do obywatela i konstytucji – powiedziała w programie #RZECZoPOLITYCE europosłanka Róża Thun z PO.
Ale nie ma wcale jasnej drogi prowadzącej do tego frontu. Przed wydarzeniami w Gdańsku PO mocno naciskała na PSL, aby tylko Władysław Kosiniak-Kamysz i Grzegorz Schetyna wystąpili na wspólnej konferencji prasowej, zapowiadając listę PO–PSL, czyli Europejskiej Partii Ludowej, do której potencjalnie mogłyby dołączyć kolejne partie. Miała się ona odbyć 11 stycznia. Jednak ostatecznie nic takiego się nie wydarzyło. Teraz polityczne rozmowy wracają w zupełnie nowych warunkach.