Reklama
Rozwiń
Reklama

Rodrigo Duterte nowym sojusznikiem Amerykanów

Nowa administracja USA zamierza ułożyć stosunki z Filipinami przy pomocy Japonii, jednocześnie szykując konfrontację z Chinami.

Aktualizacja: 13.01.2017 07:02 Publikacja: 12.01.2017 19:32

Rodrigo Duterte nowym sojusznikiem Amerykanów

Foto: PAP/EPA

Nie pozostawił co do tego najmniejszej wątpliwości Rex Tillerson, przyszły sekretarz stanu. W czasie przesłuchań przed senacką Komisją Spraw Zagranicznych zapewniał, że USA i Filipiny łączy „długotrwała przyjaźń" i nie ma wystarczających informacji, by komentować wydarzenia w tym kraju.

Chodzi o krytykowaną powszechnie krwawą kampanię 71-letniego prezydenta Duterte przeciw narkomanii. Od chwili gdy został prezydentem w czerwcu ubiegłego roku, pochłonęła już prawie sześć tysięcy ofiar. Handlarze i narkomani są mordowani z zimną krwią przez policję oraz swego rodzaju „szwadrony śmierci" złożone z byłych policjantów. W nalotach policyjnych i strzelaninach giną niewinni ludzie. W więzieniach znajduje się 40 tys. podejrzanych.

Administracja Obamy nie miała wątpliwości, że to, co się dzieje na Filipinach, jest naruszaniem praw człowieka. Trump jest innego zdania i – jeżeli wierzyć samemu Duterte – miał go zapewnić w ubiegłym miesiącu w rozmowie telefonicznej, że znajduje się „na właściwiej drodze". – Dla nowej administracji waszyngtońskiej najważniejszą sprawą jest, by Duterte współpracował z USA. Filipiny mają do odegrania ważną rolę w zamierzeniach nowego prezydenta powstrzymania Chin – tłumaczy „Rzeczpospolitej" prof. Bogdan Góralczyk, były ambasador na Filipinach.

Ale po objęciu władzy Rodrigo Duterte prowadzi politykę „separacji" w sferze wojskowej od USA. Takiego sformułowania użył podczas październikowej wizyty w Pekinie, ogłaszając zbliżenie z Chinami. Wcześniej nazwał prezydenta Obamę sukinsynem.

Wolta Duterte oznaczałaby powstanie w Azji Południowo-Wschodniej nowego układu sił. Filipiny są od niemal 70 lat sojusznikiem USA. Amerykanie mieli tam dwie bazy wojskowe, ale wycofali się na początku lat 90. ubiegłego wieku w atmosferze protestów społecznych przeciw ich obecności. Zamierzali powrócić w reakcji na agresywną politykę Chin w rejonie Morza Południowochińskiego. Wiosną ubiegłego roku, jeszcze przed sukcesem wyborczym Duterte, USA i Filipiny podpisały porozumienie o budowie pięciu nowych baz, w tym na archipelagu Palawan, najdalej wysuniętym na zachód, w kierunku Chin. Objęcie władzy przez Duterte uniemożliwiło realizację tych planów.

Reklama
Reklama

Jego zbliżenie z Chinami oznaczało także zakończenie sporu o wyspy Morza Południowochińskiego. W zamian Manila otrzymały od Pekinu obietnicę 3 mld dol. na inwestycje w infrastrukturę. Co więcej, Duterte ogłosił, że zawrze sojusz z Rosją.

Ustępująca administracja Obamy nie była w stanie na niego wpłynąć. Donald Trump ma większe szanse. Zwłaszcza w tandemie z Japonią. Premier Shinzo Abe przybył w czwartek na Filipiny jako pierwszy szef państwa odwiedzający Manilę pod rządami Duterte. Na wstępie zaoferował kredyty w wysokości 8,7 mld dol.

Ten sam Abe był także pierwszym szefem państwa, który spotkał się z Donaldem Trumpem po jego sukcesie wyborczym. Bezpośrednio po inauguracji nowego prezydenta gościć będzie w Białym Domu. – Współpraca z Japonią neutralizuje w pewnym stopniu zbliżenie Filipin z Chinami – mówi prof. Góralczyk. Ułatwi także Donaldowi Trumpowi politykę w tej części Azji, tym bardziej że Tokio i Pekin toczą zacięty spór terytorialny o wyspy Senkaku.

Polityka
„Zestaw danych 8”. Są nowe dokumenty w sprawie Jeffreya Epsteina
Polityka
Czy politycy niemieckiej AfD zbierają informacje cenne dla rosyjskiego wywiadu?
Polityka
USA będą budować pancerniki „klasy Trump”. „100 razy potężniejsze” od dzisiejszych okrętów
Polityka
Najważniejsi gracze 2025. Subiektywny ranking Jerzego Haszczyńskiego
Polityka
Rywalizacja Witkoff-Rubio. Nie tylko Rosja jest problemem Ukrainy
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama