Izrael: Narodowe pojednanie w czasach zarazy

Benny Ganc miał być premierem, a Beniamin Netanjahu spędzić najbliższe miesiące na ławie oskarżonych. Będzie inaczej.

Aktualizacja: 30.03.2020 06:11 Publikacja: 29.03.2020 18:07

Izrael: Narodowe pojednanie w czasach zarazy

Foto: AFP

Wraz z epidemią koronawirusa umarła nadzieja na pozbawienie władzy Beniamina Netanjahu – konstatuje izraelski dziennik „Haarec”, niezwykle krytyczny wobec premiera. Tak czy owak Izrael jest przykładem, w jakim tempie epidemia zmienia układ sił politycznych. Jeszcze niedawno liczono, że głęboki paraliż polityczny mogą przełamać jedynie czwarte z rzędu wybory parlamentarne. Trzy poprzednie, od kwietnia ubiegłego roku do marca tego roku, nie wyłoniły zdecydowanego kandydata na premiera.

Ale w sytuacji, gdy liczba chorych w państwie liczącym niespełna 9 mln mieszkańców zbliża się do 4 tys. i szybko rośnie, o żadnych wyborach nie może być mowy. O powadze sytuacji świadczy fakt, że zamknięte zostały synagogi, które działały nawet w czasach największego zagrożenia terrorystycznego.

W takich warunkach powstaje rząd porozumienia narodowego złożony z przedstawicieli przeciwnych ugrupowań politycznych. Na takie rozwiązanie zdecydował się przywódca bloku Niebiesko-Biali Benny Ganc. To on otrzymał po ostatnich wyborach od prezydenta misję utworzenia rządu. Jednak od soboty prowadzi intensywne negocjacje z Netanjahu na temat składu koalicyjnego rządu.

Wygląda na to, że zakończą się powodzeniem i Netanjahu będzie nadal premierem, a Ganc jego zastępcą. Taki układ miałby funkcjonować przez 18 miesięcy, po czym na stanowisku szefa rządu miałaby nastąpić zamiana.

– Można przyjąć, że takie rozwiązanie jest jedynym logicznym wyjściem w obecnej kryzysowej sytuacji zarówno politycznej, jak i wywołanej epidemią – mówi „Rzeczpospolitej” Awi Scharf, szef „Haarec Online”. Z drugiej jednak strony Benny Ganc miał niewielkie szanse na utworzenie rządu, nawet mniejszościowego. Musiałby uzyskać wsparcie co najmniej 61 deputowanych w 120-osobowym Knesecie, co mimo głosów 15 deputowanych Arabów izraelskich okazało się niewykonalne. Na większość nie mógł liczyć także prawicowy blok Likud wraz z wiernymi sojusznikami z partii religijnych. Pozostały dwa rozwiązania: albo nowa elekcja, albo rząd porozumienia narodowego.

W takim gabinecie ugrupowanie Ganca będzie partnerem mniejszościowym. Niebiesko-Biali zdobyli w marcowych wyborach wprawdzie 33 mandaty, ale blok rozpadł się po decyzji Ganca o utworzeniu rządu koalicyjnego z Netanjahu. Ten ostatni ma w Knesecie 36 głosów, a Ganc obecnie zaledwie 15. Wspólny rząd może być gabinetem mniejszościowym, który w łatwy sposób uzyska jednak wsparcie kilkunastu posłów partii religijnych w zamian za obietnicę dalszego szczodrego finansowania instytucji religijnych. To nie problem.

Zdaniem izraelskich mediów znacznie ważniejsza dla ugrupowania Ganca jest sprawa gwarancji, że po upływie ustalonego terminu Netanjahu odda władzę. Miałby wtedy zostać wicepremierem, które to stanowisko nie zapewniałoby mu immunitetu w procesach dotyczących praktyk korupcyjnych. Jest już formalnie oskarżonym i pierwszy proces sądowy został odroczony w sytuacji ograniczeń wywołanych epidemią. Ta decyzja, jak i wiele innych obecnych działań antykryzysowych w Izraelu, spotkała się z ostrą krytyką niektórych środowisk. „Netanjahu wydaje rozporządzenia, jakie chce. To się nazywa dyktaturą” – napisał na Twitterze znany filozof i historyk Yuval Noah Harari.

Przeciwko ograniczeniom stanu epidemii występują także energicznie ortodoksyjni Żydzi. W zamieszkałej przez nich dzielnicy Mea Szarim w Jerozolimie obrzuceni kamieniami zostali niedawno policjanci wymuszający zamknięcie sklepów odzieżowych. Tradycja wymaga, aby przed zbliżającymi świętami pesach zaopatrywać się w nowe ubrania.

Tymczasem wbrew zakazom w Bnei Brak, miejscowości zamieszkałej przez ortodoksów, w pogrzebie znanego rabina uczestniczyły w tłoku setki żałobników. Jak pisze „Jediot Achronot”, inni mieszkańcy Bnei Brak nazywali ich mordercami.

Wraz z epidemią koronawirusa umarła nadzieja na pozbawienie władzy Beniamina Netanjahu – konstatuje izraelski dziennik „Haarec”, niezwykle krytyczny wobec premiera. Tak czy owak Izrael jest przykładem, w jakim tempie epidemia zmienia układ sił politycznych. Jeszcze niedawno liczono, że głęboki paraliż polityczny mogą przełamać jedynie czwarte z rzędu wybory parlamentarne. Trzy poprzednie, od kwietnia ubiegłego roku do marca tego roku, nie wyłoniły zdecydowanego kandydata na premiera.

Ale w sytuacji, gdy liczba chorych w państwie liczącym niespełna 9 mln mieszkańców zbliża się do 4 tys. i szybko rośnie, o żadnych wyborach nie może być mowy. O powadze sytuacji świadczy fakt, że zamknięte zostały synagogi, które działały nawet w czasach największego zagrożenia terrorystycznego.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Kryzys polityczny w Hiszpanii. Premier odejdzie przez kłopoty żony?
Polityka
Mija pół wieku od rewolucji goździków. Wojskowi stali się demokratami
Polityka
Łukaszenko oskarża Zachód o próbę wciągnięcia Białorusi w wojnę
Polityka
Związki z Pekinem, Moskwą, nazistowskie hasła. Mnożą się problemy AfD
Polityka
Fińska prawica zmienia zdanie ws. UE. "Nie wychodzić, mieć plan na wypadek rozpadu"