Oczywiście ważniejsze jest to, co wydarzyło się w SPD, bo to partia współrządząca całym krajem. Teraz Niemcy tygodniami będą się zajmowali jednym: co dalej z wielką koalicją, w której SPD jest mniejszym partnerem CDU, i co dalej z Angelą Merkel? Niemcy będą teraz przeżywały kolejny polityczne trzęsienie (poprzednim były jesienne tryumfy Alternatywy dla Niemiec we wschodnich landach), co samo w sobie nie jest dobre ani dla Europy, ani dla Polski. Brak stabilności i niepewność jutra w najważniejszym państwie Unii Europejskiej to nie jest to, czego potrzebujemy w czasach kryzysu Zachodu.
Czytaj także: Nowe władze SPD. Koniec wielkiej koalicji z Merkel?
Dla Polski i naszego regionu dodatkowym problemem mogłoby się stać przyśpieszenie odejścia kanclerz Merkel (planowane dotychczas na 2021 rok). Nie chodzi nawet o jej sympatię wobec naszego kraju, ale o przede wszystkim to, że to z jej osobą związane są sankcje nałożone na Rosję za agresję wobec Ukrainy i przejęcie przez Niemcy dowództwa nad batalionem NATO na flance wschodniej (na Litwie). Ewentualny nowy rząd RFN, lewicowy, może zrewidować politykę wobec Moskwy, a oznaczałoby to zapewne i zmianę unijnej polityki w tej kwestii.
SPD to partia sfrustrowana utratą pozycji i marząca o dawnej potędze, którą jak sądzi może odbudować w przyszłej koalicji z postkomunistyczną Lewicą (i co, już tak nie niepokoi) z Zielonymi.
Nieoczekiwanymi zwycięzcami wewnętrznych wyborów w SPD, których wyniki poznaliśmy w sobotę, zostali Norbert Walter-Borjans i Saskia Esken (w Niemczech coraz popularniejsze są tandemy przywódcze, teraz ta moda dotarła i do socjaldemokratów). To przedstawiciele lewego skrzydła partii, najbardziej sfrustrowanego i prącego do zmian. Pokonali wicekanclerza Olafa Scholza i Klarę Geywitz, którzy byli kandydatami obozu umiarkowanego, opowiadającego się za kontynuacją. Kontynuacja dotyczy przede wszystkim trwania w wielkiej koalicji z Merkel na czele.