Protesty żółtych kamizelek trwają od 18 tygodni. Rozpoczęły się od zapowiedzi podniesienia akcyzy na paliwo. Ostatecznie rząd, pod presją demonstracji, wycofał się z tej decyzji. Demonstranci zaczęli jednak rozszerzać swoje roszczenia domagając się m.in. referendum ws. odwołania Macrona ze stanowiska.

"Chcę, aby zdecydowane decyzje zostały podjęte tak szybko, jak to możliwe, aby to się znów nie zdarzyło" - napisał Macron w sobotę na Twitterze. "Wiele zostało zrobione od listopada" - dodał, ale - jak zaznaczył - trwające wciąż protesty "pokazują, że nie dotarliśmy jeszcze tam (gdzie chcemy - red.)".

"To co zdarzyło się na Polach Elizejskich to już nie demonstracja. Ci ludzie chcą zniszczyć Republikę" - napisał dodając, że każdy uczestnik demonstracji jest wspólnikiem tych, którzy w jej trakcie łamią prawo.

Szef MSW Francji Christophe Castaner powiedział w sobotę, że pewna liczba protestujących to "ultraagresywni ludzie, którzy są tam tylko po to, by się bić, niszczyć".

W piątek Macron zakończył tzw. Wielką Debatę - w czasie której w różnych miejscach kraju rozmawiał z lokalnymi społecznościami o ich niepokojach. Celem Debaty miało być uspokojenie nastrojów w kraju.