Liczenie wszystkich głosów po wyborach 9 września przeciągało się, ale teraz jest już jasne, że w nowym Riksdagu (tak nazywa się szwedzki jednoizbowy parlament) będzie zasiadać więcej kobiet, niż po wyborach w 2014 roku. Wówczas w parlamencie były 154 kobiety.
W centrolewicowej Partii Zielonych, znajdującej się w dotychczasowej koalicji rządowej, występuje największy brak równowagi płci - aż 75 procent parlamentarzystów Zielonych to kobiety, które otrzymały 12 mandatów. Tylko czterej posłowie to mężczyźni.
- Przed wyborami było to dość wyrównane. Gdybyśmy nie stracili głosów, mielibyśmy 16 kobiet i 13 mężczyzn - powiedział agencji prasowej TT Jonas Eriksson, lider frakcji w parlamencie.
W drugą stronę przechyleni są prawicowi Chrześcijańscy Demokracji. Tam 73 procent parlamentarnej reprezentacji to mężczyźni. W Riksdagu będzie ich 22, dla kobiet znalazło się tylko 6 miejsc.
Te dane mogą się jeszcze zmienić. Szwedzkie prawo zabrania bowiem jednoczesnej służby w rządzie i parlamencie. Jeśli więc któryś z posłów zostanie ministrem, straci swoje miejsce w ławach poselskich. Wówczas zastąpią ich kolejne osoby na danej liście.