"Rzeczpospolita": Po tym jak turecka awiacja zestrzeliła rosyjski bombowiec w listopadzie ubiegłego roku Moskwa zerwała relację z Ankarą. Dlaczego turecki prezydent zrobił ten pierwszy krok ku ich polepszeniu?
Fiodor Łukjanow: Wszystko dlatego, że polityka tureckiego kierownictwa w ostatnich latach, a najbardziej w ciągu ostatniego roku zaprowadziła Ankarę w ślepy zaułek. Na Bliskim Wschodzie Turcja zaplątała się w syryjskiej wojnie domowej. Erdogan liczył, że prezydent Asad szybko padnie jak inni liderzy, ale to się nie udało. Po tym cała strategia turecka stanęła w miejscu. Stosunki z Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi były napięte i jeszcze bardziej pogorszyły się po nieudanej próbie zamachu stanu w Turcji. Ankara musiała wychodzić z tego ślepego zaułku i Erdogan znalazł w sobie siły, by dokonać tego obrotu na początku do Izraela, a później do Rosji. W jego interesie było znalezienie oparcia w tej skomplikowanej sytuacji.