Coraz częściej rozwiedzeni rodzice, którzy nie mieszkają z dziećmi i nie korzystali z ulgi, upominają się o jej zwrot nawet za pięć lat. To problem dla drugiego z rodziców, zwykle matki, której fiskus nakazuje oddać połowę odpisu. Wiele spraw trafia do izb skarbowych i sądów. Spory wywołuje różna interpretacja przepisu, który uzależnia prawo do odliczenia od „wykonywania władzy rodzicielskiej". Eksperci postulują jego doprecyzowanie.
Konflikty miewają dramatyczny przebieg, jak w przypadku kobiety, której były mąż został skazany za znęcanie się nad nią na półtora roku pozbawienia wolności w zawieszeniu. Od tego czasu nie kontaktuje się z dziećmi. Sąd rodzinny nie odebrał mu jednak władzy rodzicielskiej, więc mężczyzna po kilku latach złożył korektę zeznań podatkowych i upomniał się o zwrot połowy odpisu. Urząd skarbowy wezwał matkę, by oddała połowę kwoty odliczonej przez pięć lat. Dla fiskusa ważne jest, by rachunek się zgadzał. Rodzice muszą się porozumieć, a jeśli nie, to odliczyć połowę.
Kobieta wystąpiła o interpretację. Izba Skarbowa w Łodzi potwierdziła jej prawo do odliczenia całej kwoty (IPTPB 2/4511-326/15-4/PK). Dyrektor Izby uznał, że jeśli sama opiekuje się dziećmi i wykonuje wszystkie obowiązki bez udziału ojca, to nie musi dzielić się z nim ulgą.
Inaczej uważa Izba w Bydgoszczy (ITPB2/4511-320/15/MU). Uznała, że jeśli sąd nie odebrał ojcu władzy rodzicielskiej, to przysługuje mu połowa ulgi, nawet jeśli nie mieszka z dziećmi i się nimi nie zajmuje.
Sądy też nie są jednomyślne. WSA w Białymstoku orzekł (I SA/Bk 242/15), że samo posiadanie władzy rodzicielskiej nie oznacza jej wykonywania. Konieczne jest wychowywanie dziecka, czyli wykonywanie pieczy, zarząd jego majątkiem oraz reprezentowanie. Na tej podstawie fiskus powinien weryfikować prawo do odliczenia.