Nie wprowadzamy podatku dla osób, które nie posiadają potomstwa – zapewnił wiceminister finansów Leszek Skiba. I podkreślił, że rząd ma inne sposoby na politykę prorodzinną.
Skąd pomysł na bykowe? Na początku sierpnia z uznaniem wypowiadał się o nim wiceminister inwestycji i rozwoju Artur Soboń. Zainspirowało to posłankę Mirosławę Nykiel do złożenia interpelacji, w której zapytała - czy rząd planuje wprowadzenie podatku dla osób nieposiadających potomstwa?
Czytaj także: Małżonkowie i samotni rodzice zaoszczędzą na PIT mimo spóźnienia
Nie prowadzimy żadnych prac nad bykowym – odpowiedział wiceminister finansów. Owszem, taki podatek w Polsce był, ale pobierano go tylko do 1989 r. Bykowe przewidywała ustawa o podatku od wynagrodzeń. Ci, którzy mieli powyżej dwudziestu pięciu lat i nie dorobili się ani małżonka ani potomstwa, płacili państwu o 20 proc. więcej. Później weszła ustawa o PIT, a w niej bykowego już nie było.
Co nie znaczy, że w przepisach podatkowych nie ma rozwiązań promujących rodziny. Wiceminister finansów pochwalił się przede wszystkim ulgą na dzieci. Polega na pomniejszeniu wykazanego w zeznaniu rocznym podatku. Na pierwsze i drugie dziecko można odliczyć po 1112 zł, na trzecie 2000 zł, a na czwarte i kolejne 2700 zł. Przykładowo, rodzina z trójką pociech odliczy od podatku 4224 zł, a z czwórką 6924 zł.