Bardzo chronił prywatność i niesłychanie cenił sobie przyjaźń. Trzeba było jednak na nią zasłużyć. Tak jak na szansę wejścia do jego domu. Dziś jest to możliwe dzięki lekturze. Ukazały się – niemal równolegle – dwie książki kreślące prywatny, wręcz intymny portret Wojciecha Kilara. Obie autorki, Maria Wilczek-Krupa oraz Barbara Gruszka-Zych, wielokrotnie z nim rozmawiały, co więcej – bywały w jego domu. I niezależnie od siebie postanowiły dwa lata po śmierci Wojciecha Kilara opowiedzieć o nim.
Obie posiłkowały się przy pisaniu wspomnieniowymi rozmowami z osobami, które były mu bliskie. W tych książkach muzyka jest na dalszym planie, to nie są biografie kompozytora, lecz przede wszystkim wizerunki człowieka. A jednak nie powielają się, warto przeczytać obie, by stworzyć portret komplementarny, wielowymiarowy.
Tapczan z czerwoną narzutą
Na katowickim Brynowie Kilar zamieszkał z żoną w 1978 roku. Po dwupokojowym mieszkaniu w bloku ten dom wydawał się im niemal pałacem. Na parterze mieli do dyspozycji dwa duże pokoje w amfiladzie, hol, kuchnię ze spiżarką, toaletę i przeszkloną werandę, którą kompozytor uczynił potem jadalnią dla kotów. Wszędzie rozstawiono oprawione fotografie – z Janem Pawłem II z kotką czy w bibliotece na Jasnej Górze oraz pamiątki ocalałe z rodzinnego miasta Kilara, Lwowa. Na ścianach obrazy Jerzego Dudy-Gracza wisiały obok wizerunków Matki Boskiej.
W jednym z pokoi stał tapczan przykryty czerwoną narzutą. To na nim odpoczywała Barbara Kilarowa, gdy była już bardzo chora. Po jej śmierci nie pozwolił nic zmienić, pozostawił ulubione maskotki, podręczny ołtarzyk. Nie siadał też na jej brązowym fotelu w jadalni, w którym lubiła czytać, gdy czuła się nieco lepiej.
Schody na górę prowadziły do pomieszczeń, do których niemal nikt nie miał dostępu, do sypialni oraz gabinetu z fortepianem, biurkiem, ale także dwoma fotelami. Kilarowie lubili w nich siadać, gdy kompozytor skończył już pracę. Wszędzie leżało mnóstwo płyt, a przede wszystkim książek.