Widmo krąży po Europie, widmo izolacjonizmu, by strawestować klasyka lewicy. Wraz z objęciem przez Donalda Trumpa Białego Domu Stany Zjednoczone mają porzucić NATO, odwrócić się tyłem do całego świata i skoncentrować na uszczelnianiu granicy z Meksykiem. To rzeczywiście groźna perspektywa – tyle że oparta na nader wątpliwych przesłankach.
Chłopcy i tak ginęli
Pierwszą z nich jest rzekoma amerykańska tradycja izolacjonizmu. Niektórzy wywodzą ją z koncepcji zawartych w „Wystąpieniu pożegnalnym" George'a Washingtona z końca XVIII w., tekście uznawanym przez Amerykanów za kanoniczny. Autor, nazywany Ojcem Narodu, pisał tam: „Istotą naszej polityki jest trzymanie się z dala od trwałego sojuszu z jakąkolwiek częścią świata". Tyle tylko że był to postulat nie tyle izolacjonizmu, czyli pozostawania na uboczu wydarzeń europejskich (co wówczas oznaczało światowych), ile unilateralizmu, czyli podejmowanie decyzji zgodnie z własną oceną sytuacji i unikanie stałych zobowiązań wobec innych państw.
Czytaj więcej
Są politolodzy, którzy uważają, że izolacjonizm amerykański narodził się wraz z pojawieniem się w 1823 r. doktryny Monroe. Ale przytaczane na dowód tej tezy sformułowanie stanowiło jedynie, że „Stany Zjednoczone nie ingerowały w wojny pomiędzy państwami europejskimi dotyczące ich samych i nie zamierzają nadal tego czynić". W wojny dotyczące ich samych – a nie w konflikty, których znaczenie wykraczałoby poza kontynent.
To prawda, że w wyborach prezydenckich w 1916 r. Woodrow Wilson obiecywał, że „amerykańscy chłopcy nie będą ginąć w Europie", ale przecież i tak ginęli. I prawdą jest, że przed włączeniem się Stanów Zjednoczonych do II wojny światowej popularny był tam ruch „Ameryka przede wszystkim", tyle że który kraj nie stawia nade wszystko interesów własnych obywateli, co nie musi przecież oznaczać lekceważenia innych?
Prawdą jest bowiem i to, że w drugiej połowie lat 40. XX w. Stany Zjednoczone zaangażowały się w tworzenie liberalnego porządku światowego, odegrały decydującą rolę w powstaniu ONZ i NATO, zrealizowały plan Marshalla, zreorganizowały system polityczny Japonii itd. Dopiero wskutek wyboru Donalda Trumpa ma jakoby nastąpić odwrót od tej postawy. Czy w publicznych oświadczeniach i wystąpieniach Trumpa (a nie zajmujących się nim i na ogół niechętnych mu komentatorów) można znaleźć dowody, że rzeczywiście jest to jego cel?