Pozornie nic się nie zmieniło. Na liście lektur szkolnych nadal figuruje „Antygona". To taka pani z epoki antyku, która w imię fundamentalnych ludzkich praw uczciła umarłego brata, choć zakazała tego władza, a królowi rzuciła w twarz: „Tym prawom jestem posłuszna i nie boję się przemocy". Teraz może to zdanie ktoś wygumkuje. Ale poza tym Sofokles wielkim poetą był.

Kościół zawiódł, ale dlaczego piszę o państwie wydmuszce? Bo jego siła też jest pozorem. Tego samego dnia, gdy premier zakazał Polakom chodzenia na cmentarze, sto tysięcy ludzi zablokowało centrum stolicy. Nieważne w tej chwili – słusznie czy nie. Ważne, że wbrew zakazowi. I co się stało? Gdzie jest sto tysięcy mandatów? Państwo zdezerterowało przed krzykiem i transparentami, na których wypisano przekleństwa. Pozwoliło obchodzić Dzień Przeklętych, a zabroniło Dnia Świętych. Tylko dlatego, że ci „święci", jak wiadomo, nie będą krzyczeć ani przeklinać.

Mówią, że Polska wreszcie się zbuntowała (sami „buntownicy" nazywają to inaczej, ale nie chcę używać tego słowa). Jednak mnie się wydaje, że opowieści o niepokornych Polakach trzeba będzie teraz odłożyć na półkę z mitami. Będą tam stały obok „Antygony". Gdy jesteśmy w kupie, potrafimy jeszcze krzyczeć i tupać, ale to żadne bohaterstwo. Państwo wydmuszka poradzi sobie z tym, tak jak radziło sobie do tej pory. A gdyby nawet czerwona błyskawica obaliła władzę Kaczyńskiego, także nowa ekipa – jakakolwiek by była – poradzi sobie z nami równie znakomicie, może tylko dokonując roszady kilku haseł. Bo władza, ta i przyszła, już wie, że sami nałożyliśmy sobie na szyję niewolniczą obrożę. Przestaliśmy działać i reagować jak obywatele, nie umiemy jak obywatele protestować ani nawet formułować pytań. A jeśli te gdzieś się pojawiają, zaraz głuszy je chór usłużnych speców w krawatach i koloratkach, odmieniający przez wszystkie przypadki komunały o niezbędnych i rzekomo jedynie słusznych rygorach „reżimu sanitarnego".

„Do Europy – tak, ale razem z naszymi umarłymi": te słowa świętej pamięci profesor Marii Janion niestety się nie sprawdziły. Na drodze do Europy właśnie wyrzuciliśmy naszych umarłych na pobocze. Szkoda. Bo wydaje się, że w nich i tak pozostało więcej życia niż w nas samych.