Joanna Szczepkowska: Moja niepodległość

Sto lat niepodległości. To dużo czy mało? I jakie to było właściwie sto lat? Licząc dramatyczne przerwy na II wojnę i na stacjonowanie w Polsce wojsk radzieckich, trzeba będzie z nich ująć całe dziesięciolecia.

Aktualizacja: 04.11.2018 14:37 Publikacja: 02.11.2018 17:00

Joanna Szczepkowska: Moja niepodległość

Foto: Fotorzepa

Obchody gloryfikujące powstania mają wydźwięk jednoznaczny i wynika z nich jedno: moralne zwycięstwo oporu. Ja akurat jestem za takim obrazem, za takim podsumowaniem powstań, ale czy organizatorzy mają w pamięci fakty, które mówią o oknach zamykanych w kamienicach warszawskich przed listopadowymi powstańcami? O dowódcach tłumiących młodzieńczy zapał spiskowców? O podziałach w kwestii sensu i idei powstań?

Nasza wewnętrzna niepodległość to nie jest bajka o dobrych rycerzach, którzy zwyciężyli zło. To jest nieustanne wewnętrzne rozdarcie. To nie tylko walka z zaborcą. To także dramaty powstańczej młodzieży wobec niejasnych działań powstańczych władz. To też samotność wobec dużej części społeczeństwa, która wolała życie podlegle, ale w miarę bezpieczne. Trudno nie widzieć w tym podobieństwa do naszej dzisiejszej sytuacji.

Bardzo różnie pojmujemy niepodległość. Dla wielu z nas to tylko słowo, za którym kryje się niewiele oprócz patriotycznych pieśni. Dla innych niepodległa to tylko Polska całkiem samodzielna. Dla wielu to Polska osadzona w demokratycznym prawie europejskim. Nic nowego. Nowe są tylko zagrożenia, przed którymi stoimy, nowa jest tylko nasza świadomość i jej zasięg. Dziś przeciętny odbiorca mediów wie o świecie więcej niż dawniejsze autorytety. Ta wiedza jest powierzchowna, ale jednak błyskawiczna. Ta wiedza jest też błyskawicznie komentowana i sterowana przez ideologiczne media. Mało jest miejsca na własną refleksję.

Spróbuję określić moją niepodległą Polskę. To taka, w której ja, obywatelka, czuję się bezpiecznie na tyle, na ile może tak się czuć współczesny Europejczyk. Do tego są mi potrzebne struktury państwa, które chronią mnie jako obywatela, a nie żadną ideologię czy poprawność polityczną. Chodzi więc nie tylko o górnolotną niepodległość, ale i o zwykłą kulturę tych struktur. Chodzi o etykę prawną i zawodową.

Przez kilka ostatnich lat ocierałam się o te struktury w czasie procesu, jaki wytoczyłam stacji TVN. Zaczęłam go w czasie rządów PO, a skończyłam za PiS. Mimo moralnego zwycięstwa w tym procesie dziś mogę powiedzieć wyraźnie: żaden z wyroków, ani w pierwszej, ani w drugiej instancji, ani w Sądzie Najwyższym, ani potem w sadzie apelacyjnym, nie był jednoznaczny prawnie. Wszystkie, i te przyjazne, i te wrogie, opierały się na przesłankach ideologicznych. Jedne potwierdzały moją „homofobię", drugie moje liberalne poglądy.

W mojej niepodległej Polsce wyrok niepodległego sądu opierałby się tylko na zgodności z literą prawa. Sytuacja sędziego byłaby porównywalna do sytuacji tłumacza przysięgłego: musi wiernie tłumaczyć nawet poglądy skrajnie przeciwne jego odczuciom. Sędzia niepodległy w mojej Polsce musiałby swoje poglądy zostawić za sobą, bo tak mu nakazuje kultura własna i zawodowa. Kościół w mojej Polsce nie miałby dostępu do struktur państwowych, a religia byłaby nauczana poza szkołą. Pojęcie „mniejszości" nie wchodziłoby do mainstreamu spraw państwowych, lecz zrównane zostałoby z zapisami konstytucyjnymi dotyczącymi praw każdego obywatela. Związki partnerskie byłyby dozwolone.

Oczywiście teraz przychodzi się zmierzyć z najtrudniejszym. Jestem za tym, żeby stanem ciąży nie zajmowało się prawo. Bicie serca wczesnego płodu to dźwięk dziś łatwo dostępny. Myślę, że wystarczy jako kampania w szkołach i w miejscach publicznych. W mojej niepodległej Polsce dźwięk bicia serca wczesnego płodu nie byłby tylko argumentem za utrzymaniem ciąży. Byłby argumentem za odpowiedzialnym i współczesnym życiem intymnym. Ciągle więc chodzi o kulturę życia.

Moja Polska ma prawo bić się o Europę wolną od błędów komercji i cywilizacji, ale w ramach kultury parlamentarnej. Siłą takiej walki może być tylko poseł szanowany w tych strukturach. Polska niepodległa ma wartość tylko wtedy, gdy nie góruje nad nią żadna ideologia – ani narodowa, ani genderowa, ani jakakolwiek narzucająca styl życia z pozycji władzy. Bo dla mnie niepodległość to nie tylko możliwość samostanowienia, to także jakość samostanowienia. Ideologie ubezwłasnowolniają tak jak zewnętrzny wróg. To trudne, ale nie pójdę na marsz świętujący naszą niepodległość z prostego powodu: ta walka się jeszcze dla mnie nie skończyła.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Portugalska rewolucja goździków. "Spotkałam wiele osób zdziwionych tym, co się stało"
Plus Minus
Kataryna: Ministrowie w kolejce do kasy
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków