Ale cała sprawa rozpoczęła się pięć lat temu od wypadku, jakiemu uległ znany producent muzyczny Fabiano Antoniani, bardziej znany jako DJ Fabo. Mężczyzna został całkowicie sparaliżowany i stracił wzrok. Jakiś czas później Marco Cappato wywiózł go do szwajcarskiej kliniki, w której wykonywano wspomagane samobójstwo, a po „zabiegu" wrócił do kraju i samooskarżył się na posterunku policji. W efekcie rozpoczął się proces, którego ostatnim elementem był wspomniany wyrok, który uznawał pomoc w samobójstwie za legalną, jeśli osoba doświadcza „niemożliwego do zniesienia fizycznego i psychicznego cierpienia". Działacze eutanazyjni otrąbili sukces, media przekonują, że więcej jest wolności, ale smutna prawda jest taka, że w efekcie jesteśmy tylko nieco mniej ludzcy.




Mam świadomość, że to mocna teza, ale trudno przyjąć inną. Argumentem za wspomaganym samobójstwem jest tu bowiem fałszywe współczucie, uznanie, że cierpienie powinno być zlikwidowane nawet za cenę likwidacji chorego. Problem polega tylko na tym, że w ten sposób eliminujemy z człowieczeństwa jeden z tych elementów, który najmocniej czyni go ludzkim. Umiejętność zmierzenia się z cierpieniem, ze śmiercią, zgoda na naszą niedoskonałość, podatność na cierpienie pozostaje jednym z tych elementów, które zawsze określały ludzką egzystencję. Tam, gdzie zaczyna go brakować, człowiek przestaje być rzeczywiście człowiekiem, degraduje się i to nawet nie do poziomu zwierzęcego, ale demonicznego.

Eutanazyjne myślenie niszczy także społeczeństwo, o czym w przemówieniu w Toronto przypominał kilka lat temu kard. Gerhard Müller. – Eutanazja nie tylko stanowi zło samo w sobie, ale jej legalizacja tworzy toksyczne i śmiertelne społeczne patologie, które w nieproporcjonalny sposób uderzają w najsłabszych członków społeczeństwa – mówił. Skąd taki wniosek? Otóż to bogaci mogą decydować, czy chcą się dać zabić, czy wolą się leczyć. Biednych, raczej prędzej niż później, będzie się zabijać wbrew ich woli, tak się bowiem składa, że koszty leczenia są najmocniejszym, obiektywnym powodem wykonywania eutanazji. Mocno uświadamia to opublikowany w „Canadian Medical Association Journal" tekst Aarona J. Trachtenberga i Bradena Mannsa, którzy wyliczyli, ile Kanada zaoszczędzi na wprowadzeniu eutanazji (nazywanej w tym kraju „medycznym asystowaniem przy umieraniu"). Sumy są ogromne, mowa jest bowiem o od 34,7 do nawet 138,8 mln dolarów rocznie w zależności od liczby zabitych pacjentów. Oczywiście, uczeni przekonują, że ich badania nie mają być wcale wywieraniem presji na chorych, by ci – w imię ratowania budżetu państwa – decydowali się na eutanazję. Ale o wiele istotniejsze jest co innego. Otóż badania te pokazują, o co naprawdę chodzi w eutanazji. U jej podstaw leży twardy interes ekonomiczny państw, które ją wprowadzają. I to także dlatego trzeba nieustannie protestować przeciwko eutanazji i jej legalizacji. Z wolnością nie ma ona nic wspólnego.