Garrone, przenosząc na ekran prawdziwe, dokumentalne historie zwykłych neapolitańczyków, na których życie rzuciła cień przestępcza organizacja kamorra, posłużył się surowym realizmem. Paradokumentalne zdjęcia i niemal telewizyjna praca kamery współgrały na ekranie z wyciszoną grą aktorską, w której więcej było zagubionych spojrzeń i milczących wzruszeń ramionami aniżeli wielkich dramatycznych gestów i teatralnych monologów.
W każdym kolejnym filmie szedł jednak krok dalej, i chociaż z początku traktował realizm dosłownie („Gomorra" oraz „Reality" z 2012 r.), jako próbę opowiedzenia „nagiego życia", z czasem zaczął go używać jako narzędzia artystycznego. Z paradokumentalisty zaczął się stawać stylistą. Dojrzewający jako artysta Garrone podobnie jak kilkaset lat wcześniej Caravaggio, a potem w ślad za nim włoscy neorealiści, zaczął poszukiwać prawdy i piękna w brudzie ulicznego życia. W brzydkich, pospolitych twarzach doszukuje się niewinności, a w scenografii zaśmieconych ulic rozgrywają się historie jakby żywcem wyjęte z przypowieści. Historie współczesnych świętych, opowieści o ludziach pogubionych, życiowo niezaradnych, których za dobre uczynki spotykają kary, a oni cierpliwie je znoszą – ale do czasu.