Postawmy się na chwilę w roli kogoś, kto za kilkadziesiąt lat będzie opisywał lata 2015–2019 w polskiej polityce. Niezależnie od tego, czy będzie to praca magisterska, doktorat, czy podręcznik do historii politycznej, znajdziemy się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Już po kilku dniach przeglądania artykułów i stenogramów, słuchania archiwalnych audycji i oglądania telewizyjnych dyskusji zacznie nas opanowywać poczucie bezsilności. Nie jesteśmy już przecież rozgrzani emocjami, które napędzały naszych przodków, a spoza nich nie widać we wszystkich tych sporach i wydarzeniach zbyt wiele treści. Tam-tamy wybijające rytm – w zależności od tego, której stronie poświęcamy akurat swoją uwagę – pożegnania umierającej demokracji lub odzyskiwania narodowej godności i ostatecznego kończenia się w Polsce komunizmu kołyszą nas do snu.